Post autor: Franciszek Palucki » 25 cze 2025, 14:28
Franciszek Pałucki do kampanii RadLewu i występów Nadziei Bańkosz
Pani Nadzieja Bańkosz i cała kampania lewicy wyglądają jakby ktoś próbował połączyć TikToka z Trybuną Ludu – i jeszcze był z siebie dumny. Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobiety były obecne w polityce. Wręcz przeciwnie – ale mam coś przeciwko robieniu z polityki teatru absurdu. Mamy dziś całą serię klipów, w których kobieta, rzekomo walcząca z patriarchatem, ustawia się na lodzie w skórzanej stylizacji z drabiną i ogłasza, że „to jest jej miejsce”. Ja bym tylko zapytał: a czyje to było miejsce wcześniej? Bo ani Pałac Kultury, ani Sejm, ani życie zwykłych ludzi nie należą do żadnej ideologii. Tym bardziej do tej, która myli emancypację z prowokacją, a godność z klikalnością. Zamiast realnie walczyć o reformę sądów rodzinnych, ułatwienie powrotu kobiet na rynek pracy, czy opiekę poporodową – mamy happeningi, stylizacje i „statementy”. A potem się dziwią, że ludzie czują, że polityka jest oderwana od życia.
Oczywiste jest też, że chłopcy potrzebują wsparcia. Ale nie od osób, które jeszcze wczoraj głosiły, że „męskość to opresja”, a dziś mówią o „partnerstwie”. To nie partnerstwo – to PR. I niech nikt nie próbuje udawać, że latexowa poza na dachu PKiN rozwiąże problem depresji wśród młodych mężczyzn. Tu potrzeba reformy edukacji, deregulacji rynku pracy, realnego wzmocnienia ojców w prawie rodzinnym – a nie kolejnej artystycznej instalacji.
A gdzie jest moje miejsce? Tam, gdzie realne problemy ludzi spotykają się z konkretnymi rozwiązaniami. Nie na lodzie. Nie na drabinie. I na pewno nie w kampanii stylizowanej na festiwal Burning Man.
Franciszek Pałucki komentuje Miasta pod presją migrantów
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy Polska ma politykę migracyjną – to odpowiedź brzmi: nie ma. Mamy za to chaos, przemilczanie i piękne hasła o „wielokulturowości”, które kończą się strachem emerytek na Bródnie, nielegalnymi aptekami na Jeżycach i strefami równoległego porządku w Radomiu i Nowym Targu. To zaniedbanie państwa, które abdykowało z odpowiedzialności za Polaków.
Lewica, która jeszcze wczoraj krzyczała o „uchodźcach klimatycznych”, dziś siedzi cicho, gdy całe dzielnice miast przekształcają się w etniczne getta, a Polacy zaczynają się bać wychodzić po zmroku. Prawica udaje, że tego nie ma – żeby nie wyjść na „ksenofobów”. Tymczasem społeczeństwo dostaje alternatywną rzeczywistość bez alternatywy politycznej.
Niech będzie jasne: nie jesteśmy przeciwni migracji. Ale jesteśmy przeciwni importowi problemów, których nikt nie kontroluje. Jesteśmy przeciwni tworzeniu państwa w państwie, w którym obywatel musi oddać chodnik uzbeckiemu dilerowi, a policja rozkłada ręce. I nie, nie chodzi tu o kolor skóry czy narodowość. Chodzi o prawo, bezpieczeństwo, kontrolę granic i suwerenność. Państwo, które nie jest w stanie weryfikować, kto wchodzi, co robi, i jak długo tu przebywa – nie jest państwem wolnym, tylko otwartym na anarchię.
Czy naprawdę tego chcemy? Czy mamy dalej udawać, że wszystko jest dobrze – aż kolejne miasta wpadną w ręce zorganizowanych grup, a zwykły człowiek zostanie z tym sam? W imię poprawności politycznej niszczymy społeczną tkankę, zaufanie i bezpieczeństwo. Wolność nie polega na tym, że każdy może robić, co chce, gdzie chce i jak chce – kosztem innych. Nie budujmy wolności od odpowiedzialności. Budujmy wolność w ramach cywilizacji – a ta zaczyna się od porządku, prawa i odwagi powiedzenia prawdy. Nawet jeśli nie brzmi jak z broszury ONZ.
[b]Franciszek Pałucki do kampanii RadLewu i występów Nadziei Bańkosz[/b]
Pani Nadzieja Bańkosz i cała kampania lewicy wyglądają jakby ktoś próbował połączyć TikToka z Trybuną Ludu – i jeszcze był z siebie dumny. Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobiety były obecne w polityce. Wręcz przeciwnie – ale mam coś przeciwko robieniu z polityki teatru absurdu. Mamy dziś całą serię klipów, w których kobieta, rzekomo walcząca z patriarchatem, ustawia się na lodzie w skórzanej stylizacji z drabiną i ogłasza, że „to jest jej miejsce”. Ja bym tylko zapytał: a czyje to było miejsce wcześniej? Bo ani Pałac Kultury, ani Sejm, ani życie zwykłych ludzi nie należą do żadnej ideologii. Tym bardziej do tej, która myli emancypację z prowokacją, a godność z klikalnością. Zamiast realnie walczyć o reformę sądów rodzinnych, ułatwienie powrotu kobiet na rynek pracy, czy opiekę poporodową – mamy happeningi, stylizacje i „statementy”. A potem się dziwią, że ludzie czują, że polityka jest oderwana od życia.
Oczywiste jest też, że chłopcy potrzebują wsparcia. Ale nie od osób, które jeszcze wczoraj głosiły, że „męskość to opresja”, a dziś mówią o „partnerstwie”. To nie partnerstwo – to PR. I niech nikt nie próbuje udawać, że latexowa poza na dachu PKiN rozwiąże problem depresji wśród młodych mężczyzn. Tu potrzeba reformy edukacji, deregulacji rynku pracy, realnego wzmocnienia ojców w prawie rodzinnym – a nie kolejnej artystycznej instalacji.
A gdzie jest moje miejsce? Tam, gdzie realne problemy ludzi spotykają się z konkretnymi rozwiązaniami. Nie na lodzie. Nie na drabinie. I na pewno nie w kampanii stylizowanej na festiwal Burning Man.
[b]Franciszek Pałucki komentuje Miasta pod presją migrantów[/b]
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy Polska ma politykę migracyjną – to odpowiedź brzmi: nie ma. Mamy za to chaos, przemilczanie i piękne hasła o „wielokulturowości”, które kończą się strachem emerytek na Bródnie, nielegalnymi aptekami na Jeżycach i strefami równoległego porządku w Radomiu i Nowym Targu. To zaniedbanie państwa, które abdykowało z odpowiedzialności za Polaków.
Lewica, która jeszcze wczoraj krzyczała o „uchodźcach klimatycznych”, dziś siedzi cicho, gdy całe dzielnice miast przekształcają się w etniczne getta, a Polacy zaczynają się bać wychodzić po zmroku. Prawica udaje, że tego nie ma – żeby nie wyjść na „ksenofobów”. Tymczasem społeczeństwo dostaje alternatywną rzeczywistość bez alternatywy politycznej.
Niech będzie jasne: nie jesteśmy przeciwni migracji. Ale jesteśmy przeciwni importowi problemów, których nikt nie kontroluje. Jesteśmy przeciwni tworzeniu państwa w państwie, w którym obywatel musi oddać chodnik uzbeckiemu dilerowi, a policja rozkłada ręce. I nie, nie chodzi tu o kolor skóry czy narodowość. Chodzi o prawo, bezpieczeństwo, kontrolę granic i suwerenność. Państwo, które nie jest w stanie weryfikować, kto wchodzi, co robi, i jak długo tu przebywa – nie jest państwem wolnym, tylko otwartym na anarchię.
Czy naprawdę tego chcemy? Czy mamy dalej udawać, że wszystko jest dobrze – aż kolejne miasta wpadną w ręce zorganizowanych grup, a zwykły człowiek zostanie z tym sam? W imię poprawności politycznej niszczymy społeczną tkankę, zaufanie i bezpieczeństwo. Wolność nie polega na tym, że każdy może robić, co chce, gdzie chce i jak chce – kosztem innych. Nie budujmy wolności od odpowiedzialności. Budujmy wolność w ramach cywilizacji – a ta zaczyna się od porządku, prawa i odwagi powiedzenia prawdy. Nawet jeśli nie brzmi jak z broszury ONZ.