Prasa

Najważniejsze newsy z kraju. Telewizja, radio, internet.
Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 07 mar 2025, 9:00

Obrazek
Radykalna Lewica wspiera działania Samoobrony w obronie OHP
Obrazek
Radykalna Lewica deklaruje pełne poparcie dla działań Samoobrony w obronie Ochotniczych Hufców Pracy, które znalazły się na celowniku rządu dążącego do ich likwidacji. Przedstawiciele RadLew zapowiedzieli, że podejmą wspólne działania mające na celu zatrzymanie tej szkodliwej reformy i ochronę tysięcy młodych ludzi, dla których OHP jest ostatnią szansą na zdobycie wykształcenia, umiejętności zawodowych i stabilnego zatrudnienia.

Radykalna Lewica ostro sprzeciwia się planom likwidacji Ochotniczych Hufców Pracy i podejmuje samodzielne kroki, by powstrzymać tę decyzję rządu. Zdaniem przedstawicieli ugrupowania, OHP od dziesięcioleci pełnią kluczową rolę w zapewnieniu edukacji i zatrudnienia młodzieży z trudniejszych środowisk, a ich likwidacja to kolejny element antyspołecznej polityki ultraliberałów.

Jak zaznaczyła Agata Feiss:

– Nie ma mowy o likwidacji OHP. Wręcz przeciwnie – należy je rozwijać, poszerzać ofertę edukacyjną i zapewnić lepsze warunki dla młodych ludzi. Rząd chce zrzucić odpowiedzialność na gminy, które nie mają na to środków, co w praktyce oznacza całkowite wygaszenie tej instytucji. My mówimy: dość polityki demontażu państwa!

Radykalna Lewica organizuje również społeczny komitet obrony OHP, który we współpracy ze związkami zawodowymi i organizacjami młodzieżowymi będzie prowadził kampanię informacyjną oraz protesty w całej Polsce. Jeszcze w tym miesiącu planowane są pikiety pod urzędami wojewódzkimi oraz demonstracja w Warszawie.

Działacze RadLew wskazują, że obecna władza nie pierwszy raz próbuje podważyć znaczenie pracy fizycznej, promując wyłącznie „elitarny” model gospodarki. Jak mówi Jakub Pietrzak:

"Nie wszyscy muszą być startupowcami czy menedżerami. Społeczeństwo potrzebuje fachowców – mechaników, elektryków, rzemieślników. To ci ludzie utrzymują Polskę w ruchu, a rząd chce ich skazać na marginalizację.

Oprócz działań krajowych Radykalna Lewica zamierza zwrócić się do swoich sojuszników w Parlamencie Europejskim, w tym posłów GUE/NGL, aby nagłośnić sprawę na forum międzynarodowym. Ugrupowanie zamierza przedstawić raport o sytuacji OHP jako przykład systematycznego niszczenia polityki społecznej w Polsce.

Jak podkreśla Feiss:

– Skoro rząd nie słucha własnych obywateli, niech usłyszy głos z Europy. Będziemy interweniować w Brukseli i Strasburgu, aby pokazać, że polskie władze niszczą instytucje, które pomagają młodzieży z trudniejszym startem życiowym.

Radykalna Lewica jasno deklaruje: nie odda pola rządowi w tej walce. Planowane są nie tylko protesty i inicjatywy polityczne, ale także oddolne działania w regionach, gdzie RadLew chce wspierać lokalne struktury OHP i naciskać na samorządy, by broniły tej instytucji.

Dla Radykalnej Lewicy sprawa OHP to nie tylko kwestia edukacji i rynku pracy – to fundamentalna walka o model państwa. Czy będzie ono solidarną wspólnotą dbającą o najsłabszych, czy brutalnym rynkiem, gdzie liczy się tylko zysk? RadLew nie ma wątpliwości, po której stronie stoi.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 14 mar 2025, 17:54

Obrazek
Monika Jaruzelska dołącza do Radykalnej Lewicy!
Obrazek

W polityce nie brakuje niespodzianek, ale ta wiadomość bez wątpienia wstrząśnie zarówno lewicową, jak i konserwatywną częścią sceny politycznej. Monika Jaruzelska, publicystka, senatorka i jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci na polskiej lewicy, oficjalnie dołączyła do Radykalnej Lewicy (RadLew). To decyzja, która z pewnością odbije się szerokim echem, zwłaszcza w kontekście rosnących wpływów tej formacji.

„Podjęłam tę decyzję, bo widzę w Radykalnej Lewicy jedyną realną siłę, która jest w stanie walczyć o sprawiedliwość społeczną, prawa pracownicze i suwerenność Polski w Europie” – powiedziała Jaruzelska podczas konferencji prasowej. „To formacja, która nie boi się mówić o tym, co inni wolą przemilczeć.”

Nowe rozdanie na lewicy?

Jaruzelska od lat przyciągała uwagę swoimi nieoczywistymi poglądami. Choć wywodzi się z tradycji lewicowej, wielokrotnie wyrażała sceptycyzm wobec części postulatów progresywnej lewicy, szczególnie w kontekście globalizacji, tożsamości kulturowej i polityki międzynarodowej. Współpracowała z różnymi środowiskami – od Krytyki Politycznej po konserwatywnych publicystów. Jej program „Towarzyszka Panienka” na YouTube stał się platformą do otwartych debat z przedstawicielami różnych opcji ideowych, od narodowców po radykalnych marksistów.

W przeszłości Jaruzelska dystansowała się od partyjnej polityki, jednak w ostatnich latach coraz częściej angażowała się w sprawy publiczne. Teraz – wchodząc do RadLew – wyraźnie stawia na konsekwentny, antyliberalny kurs.

Jaką rolę odegra w RadLew?

Według nieoficjalnych informacji Jaruzelska ma odegrać kluczową rolę w budowie zaplecza intelektualnego i medialnego partii. RadLew, choć dynamiczna i popularna wśród młodych, wciąż buduje swój instytucjonalny fundament. Jaruzelska, mająca duże doświadczenie w mediach i dobrze rozbudowaną sieć kontaktów, może stać się twarzą bardziej umiarkowanego skrzydła formacji.

Jednocześnie, nie należy się spodziewać, że jej obecność osłabi radykalny charakter partii. Wręcz przeciwnie – może ona pomóc w poszerzeniu elektoratu o osoby, które dotąd czuły się nieco zagubione między konserwatywną prawicą a progresywną lewicą.

Reakcje polityczne – od entuzjazmu po oburzenie

Decyzja Jaruzelskiej wywołała burzę w środowisku lewicy. Część komentatorów z opcji progresywnej uznała jej ruch za „zwrot w stronę populizmu i antyzachodniego kursu”. Z kolei działacze KPP i niezależni lewicowi publicyści przyjęli tę decyzję z entuzjazmem, podkreślając, że może to być początek konsolidacji bardziej społecznej i antykapitalistycznej lewicy.

Nie zabrakło też krytycznych głosów ze strony centroprawicy. „Radykalna Lewica już wcześniej była formacją pełną nostalgii za PRL-em. Teraz, gdy dołącza do nich Monika Jaruzelska, trudno nie traktować tego jako potwierdzenia ich prawdziwej tożsamości” – powiedział w jednym z wywiadów poseł Konrad Sawicki z Prawicy.

RadLew idzie po więcej?

Dołączenie Jaruzelskiej do Radykalnej Lewicy to kolejny dowód na to, że formacja ta nie zamierza być jedynie „partią młodych radykałów”. Zyskując tak rozpoznawalną postać, RadLew nie tylko buduje swoją pozycję, ale też wysyła jasny sygnał – nie boi się poważnej polityki i chce być realną alternatywą dla obecnych elit.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 14 mar 2025, 22:44

Obrazek
Jakie wnioski płyną z wyborów do Parlamentu Europejskiego?

Obrazek
Od wyborów europejskich minęło już kilkanaście dni. Warto zatem po opadnięciu pokampanijnego kurzu zastanowić się, dlaczego wyniki okazały się dość nieoczekiwane.
Chyba największym zaskoczeniem wyborów jest stosunkowo słaby wynik RZO. Sondaże przez wiele miesięcy wskazywały na niemalże dominację rządzących w polskiej polityce. Tymczasem 5 czerwca RZO zdobyło niespełna 34% głosów. To wszystko pomimo bardzo aktywnej kampanii i niesłabnącej aktywności rządu. Co nie zadziałało?
Głównym czynnikiem, który osłabił RZO była utrata statusu siły protestu, która rok temu dała koalicji pod wodzą premiera Sternickiego historyczne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i samodzielną większość w Sejmie. Wówczas na RZO zagłosowało wielu wyborców chcących po prostu odsunąć od władzy Razem dla Polski i Prawicę, którzy mniejszą rolę przykładali do szczegółów programu RZO. Na liberałów zagłosowali też sympatycy lewicy. Dziś to oni są najbardziej rozczarowani polityką rządu. Ten wprawdzie jest bardzo aktywny, realizuje jednak ultraliberalny program gospodarczy, nastawiony na szeroką prywatyzację, niepodwyższanie płacy minimalnej. Jednocześnie nie doszło do wprowadzenia zapowiadanych zmian w sprawach światopoglądowych czy ustrojowych. Rząd jakoś ułożył sobie relacje z senatem i monarchią, postulaty w tym zakresie zniknęły z agendy RZO. W wyborach do Sejmu na liberałów zagłosowało też wielu wyborców, którzy zwykle nie chodzili na wybory, frekwencja była rekordowa. Na wybory do PE te osoby już się często nie pofatygowały, tu zawsze głosują tylko osoby najbardziej zaangażowane politycznie. Pomimo dobrej kampanii RZO nie udało się wzbudzić takich emocji w przychylnym sobie elektoracie, aby ten masowo poszedł na wybory. Możliwe, że kampania RZO była zbyt merytoryczna, a kandydaci, choć niewątpliwie specjaliści w sprawach unijnych, nie byli szczególnie rozpoznawalni.

Drugie miejsce zajęło Razem dla Polski - Razem dla Europy. Choć wynik nieco przekroczył ten z przedwyborczych sondaży i tak jest niższy od wyniku RdP z wyborów do Sejmu. Można powiedzieć, że na RdP zagłosował żelazny elektorat tego ugrupowania, który udało się odzyskać dzięki aktywnej kampanii, a przede wszystkim startowi wciąż popularnej byłej premier Marty Fornero-Piotrowskiej. Na uwagę zasługuje, że to ona, a nie którykolwiek z kandydatów RZO, zdobyła najwyższe poparcie jako indywidualny kandydat. Wielu wyborców, szczególnie starszego pokolenia uznaje, że to właśnie osoby o dużych osiągnięciach i doświadczeniu w polityce krajowej powinny reprezentować nas w Brukseli.

Czarnym koniem wyborów europejskich okazała się Radykalna Lewica. Dla partii Kaczmarskiej zakończenie współpracy z SLD okazało się strzałem w dziesiątkę. Nowe szefostwo i kandydaci nie byli specjalnie kojarzeni z niepopularnymi władzami ZLR, co pozwoliło spozycjonować się RadLewowi jako wiarygodna siła protestu. Szczególną pozycję trybuna ludu udało się zbudować Agacie Feiss, która z 2. miejsca na liście RadLewu uzyskała aż 870 tys. głosów. Radykałowie mieli podatny grunt to wzrostu poparcia na skutek liberalnych posunięć rządu, takich jak prywatyzacja czołowych spółek skarbu państwa. Do wielu wyborców trafił także umiarkowany eurosceptycyzm RadLewu. Zawsze w wyborach europejskich bierze udział pewien odsetek krytyków Unii, teraz w dużej mierze zagłosowali oni właśnie na RadLew.

Przeciętny wynik uzyskała Prawica. 10% to sporo niższy wynik, niż jeszcze w wyborach sejmowych przed rokiem. Z drugiej strony wiele sondaży dawało konserwatywnej koalicji jeszcze niższe poparcie. Prawica prowadziła dość słabą kampanię, tutaj na uwagę zasługuje jedynie Olimpia Kowalska, która dzięki transmisji swoich poczynań w mediach społecznościowych pozyskała uznanie wielu najmłodszych wyborców i zdobyła mandat kandydując z przedostatniego, 46. miejsca. Jednocześnie należy zauważyć, że Kowalska prezentowała się jako osoba o wyjątkowo centrowych poglądach jak na Prawicę, nie mówiła w kampanii niemal nic kontrowersyjnego, równie dobrze mogłaby startować z RdP czy nawet RZO.

Dość słaby wynik zdobyła Lewica dla Europy, komitet skupiony wokół SLD. Choć znów biorąc pod uwagę sondaże, wynik ten mógł być o wiele gorszy. Kampania "starej" lewicy sprawiała wrażenie chaotycznej, zupełnie inny przekaz prezentowany był przez Aleksandrę Staniewską w debacie wyborczej, a inny w trakcie spotkań w terenie. SLD pomogła nieco zmiana przywództwa na kilka tygodni przed wyborami. Pytanie tylko, czy efekt Wiejak nie minie równie szybko, jak się pojawił.

Zaskakująco wysokie poparcie zdobył Blok Mniejszości i to pomimo faktu, iż dotąd najsilniejsze ugrupowanie regionalne, GPR, tym razem startował z ramienia RdP. Po raz pierwszy w historii mandat w Parlamencie Europejskim zdobył z ramienia BM reprezentant Mniejszości Niemieckiej, jej lider Rafał Bartek. Głosy na Blok były jednak bardzo rozłożone pomiędzy kandydatów. To pokazuje, że dla wielu wyborców bardzo liczy się, że oddają głos na kogoś z ich stron, reprezentanta ich lokalnej społeczności. W przeszłości wielu takich wyborców głosowało przykładowo na PSL, tym razem ludowcy wystawili tylko kilku kandydatów w ramach RdP, wyborcy lokalni musieli więc szukać opcji dla siebie gdzie indziej.

Na uwagę zasługuje wyjątkowo wysoka, jak na wybory europejskie, frekwencja. To pokazuje, że coraz więcej Polaków czuje odpowiedzialność za unijne instytucje, chce zadecydować, jaką politykę będą realizowały. Na frekwencję pozytywnie wpłynęła też niewątpliwie duża aktywność komitetów wyborczych w ostatnich dniach kampanii.
Kolejnym zaskoczeniem była duża liczba list wyborczych - tych było rekordowe 18! Wszystko za sprawą niewielkiej liczby podpisów, jakie trzeba zebrać, aby zarejestrować kandydatów w wyborach. Wystarcza ich zaledwie 10 000 w skali całego kraju, co jest wyjątkowo niewielką liczbą.

Kosma Drzewiński

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 15 mar 2025, 22:12

Obrazek

Ho, ho, ho co się dzieje z RZO?
Obrazek

W zeszłym tygodniu Sejm przegłosował przyjęcie ustawy likwidującej Ochotnicze Hufce Pracy. Za ustawą karnie zagłosowało Reformatorskie Zjednoczenie Obywatelskie. Projekt ostro skrytykowali politycy Samoobrony i Radykalnej Lewicy i wokół OHP zrobiła się wrzawa jak wobec żadnego innego projektu w VII kadencji Sejmu.

Teraz z pewną dozą sceptycyzmu patrzą na ustawę rządową też posłowie RZO, którzy w sejmie projekt poparli. Jak mówi jeden z posłów - W senacie trzeba przegłosować poprawkę wydłużającą vacatio legis o 2-3 lata. W tym czasie szczerze porozmawiać z gminami i ludźmi, którzy są wewnątrz OHP może nadać też jakieś kierunki zmian w funkcjonowaniu OHP z pozycji rządu, za rok znowelizować projekt, który i tak będzie czekał na wejście w życie. U jednego z naszych senatorów panowie z OHP kładli tynk i jest zadowolny z ich pracy. Warto jeszcze raz na hufce spojrzeć – kończy poseł.

W RZO jest jeszcze inna rzecz, znacznie poważniejsza, bo choć bezsprzecznie partia odniosła sukces, to nie wszystko jest tak jak przedstawia marszałek sejmu Agata Rychter. O tym, że są pewne niesnaski wewnątrz ugrupowania świadczyć ma znikoma aktywność premiera Sternickiego, który po głosowaniach przemknął w milczeniu przez korytarz i szybko opuścił siedzibę sejmu. Szef rządu nie zabrał też głosu publicznie od kilkunastu dni. W klubie i w partiach go tworzących buzuje- stwierdza nasz informator. -Olek nie odbiera telefonów od kilku dni- mówi jeden z parlamentarzystów mający dostęp do ucha premiera. Sternicki liczył, że znokautuje opozycję w tych wyborach, wynik miał być wyższy niż w zeszłym roku w wyborach sejmowych. - Kiedy pojawiały się late poll i stało się jasne, że wynik nie będzie większy niż 35%, a w najmłodszej grupie wyborców (18-24 lat dop. aut) przegraliśmy z Radykalną Lewicą atmosfera gęstniała, Sternicki i Barycz byli skonsternowani. Następnego dnia oberwała i młodzieżówka i stateczni parlamentarzyści. Ktoś z OR przyniósł Baryczowi na biurko wydruk artykułu z prasy francuskiej, że Polacy schowali parasolki i poszli na dyskotekę z robotnikami - dodaje anonimowo polityk.

W Partii krystalizują się też frakcje i jedna z nich uważa, że nie można nadal uznawać, że najlepszym rozwiązaniem w polityce społecznej jest jej brak i dalsze uciekanie od tego przez rząd. Pora skończyć też z myśleniem, że każdy będzie przedsiębiorcą. Kto miał pomysł i chciał założyć firmę, już to zrobił. Do kapitalizmu Polska przeszła prawie 50 lat temu i bon moty o socjalizmie i komunizmie tego nie zmienią. W żadnym narodzie czy społeczeństwie nie dominują przecież przedsiębiorcy. A ludzie chcą w miarę spokojnie żyć. My pomijamy popyt i to, że przedsiębiorcy zaczynają się bać, że dalsza deregulacja i wolny handel z krajami z Azji czy Afryki w końcu i ich dopadnie. Są też wśród działaczy uznający, że czas skończyć z zielonymi fantasmagoriami Brukseli, bo pójdą z torbami.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 19 mar 2025, 17:21

Obrazek
"Głosowałam na RadLew" – Katarzyna Wit wraca do źródeł?
Obrazek

Deklaracja Katarzyny Wit, kasztelanowej wolińskiej i wieloletniej działaczki obozu centrowo-liberalnego, wywołała niemałe poruszenie w środowisku politycznym. W wywiadzie dla jednego z niezależnych portali, Wit przyznała, że w wyborach europejskich oddała swój głos na Radykalną Lewicę.

"To mój pierwszy szczery wybór od lat"

Według relacji jednego z dziennikarzy, który rozmawiał z Wit na korytarzach Senatu, była posłanka miała powiedzieć: "Głosowałam na Radykalną Lewicę. Może to irracjonalne, może to niepasujące do mojej pozycji, ale to był mój pierwszy odruch serca od lat. Po raz pierwszy od lat czułam, że to jest szczery wybór. Że głosuję zgodnie z tym, w co wierzę, a nie z politycznym rozsądkiem."

Dla wielu jest to zaskoczenie – w końcu Wit przez lata kojarzona była raczej z establishmentem centrowo-liberalnym, pełniła funkcje ministerialne i wiceministerialne w rządach Anny Radziwiłł-Schmidt, Marty Fornero-Piotrowskiej czy Dominiki Olszewskiej. Jednak dla tych, którzy uważnie śledzili jej drogę polityczną, ten ruch ma swoją logikę. Trudno nie dostrzec w tej decyzji pewnego powrotu do korzeni. Choć przez ostatnie dwie dekady Katarzyna Wit była związana z centroprawicową koalicją, jej formacyjne doświadczenia sięgają jeszcze czasów SdRP i SLD. W młodości reprezentantka PRL w łyżwiarstwie figurowym działała w Związku Nauczycielstwa Polskiego, a w latach 90. była jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci lewicy millerowskiej. Dopiero po ewolucji polskiej sceny politycznej po 2015 r. przeniosła się do środowiska liberalnego – najpierw związanego z Platformą Obywatelską, a później z Postępowymi Demokratami. Jednak nawet tam nigdy nie była do końca „swoja”.

Lewicowa dziewczyna w wielkim świecie: "Zawsze byłam socjalistką, tylko udawałam liberałkę"

Bliscy współpracownicy Wit podkreślają, że jej obecność w obozie PO i PD była wynikiem pragmatyzmu, a nie ideologicznego zwrotu.

– Katarzyna zawsze była bardziej „prospołeczna” niż reszta tego środowiska. Nie pasowała do neoliberalnej ekipy, ale potrzebowali jej jako „lewicowej twarzy” w kontaktach ze związkami zawodowymi i nauczycielami. Z jednej strony potrzebowali jej do budowania mostów z nauczycielami i środowiskami pracowniczymi, z drugiej – nigdy w pełni jej nie zaakceptowali. – mówi jeden z jej dawnych współpracowników z czasów SLD.

– To środowisko nigdy nie wybaczyło jej „komunistycznego pochodzenia”. Była tam tolerowana, ale nigdy w pełni zaakceptowana. Gdy zabrakło dla niej miejsca na listach w wyborach uzupełniających, a potem pominięto ją przy nominacjach do kasztelanii, stało się dla niej jasne, że jest tam tylko z konieczności – komentuje osoba z kręgu towarzyskiego Wit.

Warto przypomnieć, że odejście Katarzyny Wit z Lewicy i jej przejście do Platformy Obywatelskiej nie było jedynie pragmatycznym ruchem politycznym, ale wynikało także z głębokich konfliktów wewnętrznych. Wit nigdy nie ukrywała, że miała trudne relacje z ówczesną liderką Lewicy, Janiną Dobrzyńską. Obie polityczki różniła nie tylko osobowość, ale przede wszystkim wizja lewicowej polityki – Dobrzyńska dążyła do mocnego ideologicznego zwrotu w stronę progresywnej, kulturowej lewicy, podczas gdy Wit, wychowana w tradycji millerowskiego pragmatyzmu, wolała strategię kompromisu i porozumienia z centrowymi siłami. Wit miała mieć inną wizję odbudowy lewicy – bardziej opartą na kwestiach społecznych i sprawach pracowniczych. Ostatecznie to brak wspólnego języka i napięcia w kierownictwie partii sprawiły, że Wit obrała inną ścieżkę. Teraz, jej gest wobec Radykalnej Lewicy jest odbierany przez niektórych jako próba symbolicznego rozliczenia się z tą przeszłością.

Po zakończeniu kariery parlamentarnej i objęciu funkcji kasztelanowej w Senacie (dzięki interwencji króla Michała, z którym ponoć łączył ją niegdyś namiętny romans), Wit wydawała się już na politycznej emeryturze. Jej poparcie dla Radykalnej Lewicy zaskakuje tym bardziej.

Dlaczego RadLew?

Według nieoficjalnych informacji, Wit od dawna sympatyzowała z młodym pokoleniem lewicy, ale obawiała się, że otwarte poparcie dla nich mogłoby zniszczyć jej relacje w obozie DiP.

Nie da się jednak ukryć, że Katarzyna Wit nigdy nie została w pełni zaakceptowana w środowisku Platformy Obywatelskiej, a później Postępowych Demokratów. Choć przez lata pełniła funkcje ministerialne w rządach centroprawicy, to często traktowano ją jako polityczną outsiderkę o zbyt lewicowych korzeniach. Kulminacją tej niechęci była sytuacja z 2023 roku, kiedy to partia "zapomniała" zarejestrować jej kandydaturę w wyborach uzupełniających do Sejmu. Później, gdy premierka Aneta Radziwiłł-Schmidt przedstawiała kandydatury do kasztelanii – czyli przejścia do izby wyższej do zasłużonych – nazwisko Wit również zostało pominięte. Dopiero osobista interwencja króla Michała, z którym Wit łączyła dawna znajomość, pozwoliła jej objąć urząd kasztelanowej i dołączyć do Senatorskiego Klubu Dworskiego. Ten brak akceptacji ze strony własnego obozu mógł być jednym z powodów, dla których dziś Wit zwraca się ku Radykalnej Lewicy, szukając politycznego spełnienia tam, gdzie jej korzenie były od początku.

– Wit od lat była marginalizowana w obozie liberalnym. Nigdy nie została w pełni zaakceptowana przez twardy establishment PO, a jej nominacja na kasztelanową była raczej gestem litości ze strony królowej Moniki poproszonej o to przez ojca, niż autentycznym uznaniem zasług. Teraz, gdy RadLew przebija się do mainstreamu, Katarzyna może widzieć szansę na powrót do pierwszego szeregu polityki – komentuje prof. Rafał Chwedoruk, politolog dobrze zorientowany w środowisku lewicowym.

Czy to zapowiedź powrotu do aktywnej polityki?

Choć liderzy Radykalnej Lewicy nie wydali jeszcze oficjalnego komentarza, wiadomo, że środowisko to od dawna stawia na odbudowę relacji z dawną lewicą socjalną.

– Wit jest postacią symboliczną. Przedstawicielką tego pokolenia, które zostało zdradzone przez neoliberalny zwrot SLD i później przez Platformę. Jej gest to sygnał, że lewica socjalna ma przyszłość – mówi Elena Frontczak, jedna z liderek RadLew.

– Wit jest dla nas cennym przykładem. Pokazuje, że nawet ludzie, którzy przez lata byli zakładnikami liberalnego obozu, mogą wrócić na lewicę – mówi Jakub Maryńczuk z RadLew.

Katarzyna Wit oficjalnie twierdzi, że „jest już poza aktywną polityką”, ale jej znajomi mówią co innego. Pojawiają się plotki, że RadLew rozważa zaproszenie jej do swojego klubu parlamentarnego lub wystawienie na liście paneuropejskiej frakcji GUE/NGL w wyborach europejskich za 5 lat. Czy to realny scenariusz? Część działaczy RadLew przyznaje, że Wit byłaby cennym symbolem powrotu lewicy socjalnej, ale inni podchodzą do tego z dystansem.

– Doceniamy ten gest, ale nie zapominamy, że przez lata była częścią establishmentu, który nas marginalizował. Trudno powiedzieć, czy jej deklaracja to rzeczywista zmiana frontu, czy jedynie polityczna kalkulacja – mówi anonimowo jeden z działaczy młodego skrzydła RadLew.

Niektórzy przypominają też, że Wit, choć ideowo bliska lewicy, jest postacią kontrowersyjną – zarówno ze względu na swoją przeszłość, jak i styl bycia. W samej Radykalnej Lewicy trwa więc dyskusja: czy to autentyczny „powrót do źródeł”, czy tylko chwilowy gest emerytowanej polityczki, która chce jeszcze raz zaznaczyć swoją obecność na scenie publicznej. Jedno jest pewne – deklaracja Katarzyny Wit to nie tylko ciekawy epizod polityczny, ale także sygnał, że w polskiej polityce zaczyna się przesunięcie tektoniczne. Lewica wraca, i to nie tylko ta młoda i radykalna, ale także ta z doświadczeniem i pamięcią o tym, czym naprawdę jest socjalizm.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 20 mar 2025, 16:09

Obrazek
Katarzyna Wit opuszcza Senatorski Klub Dworski – będzie działać jako senator niezrzeszona
Obrazek

Kasztelanowa wolińska Katarzyna Wit oficjalnie ogłosiła swoje wystąpienie z Senatorskiego Klubu Dworskiego, deklarując, że będzie działać jako senator niezrzeszona. Decyzja ta, choć nie zmienia układu sił w Senacie, ma duży wymiar symboliczny i może być zapowiedzią dalszych ruchów politycznych Wit.

„To decyzja wynikająca z wewnętrznej potrzeby konsekwencji. Nie jestem już w stanie utożsamiać się z linią polityczną klubu, dlatego zamierzam kontynuować swoją pracę w Senacie jako senator niezależna” – powiedziała Wit, nie precyzując dalszych planów.

Oświadczenie kasztelanowej nie jest całkowitym zaskoczeniem dla obserwatorów politycznych. Już wcześniej jej pozycja w klubie była co najmniej nieoczywista – nie miała silnej pozycji w jego strukturach, a jej otwarte poparcie dla Radykalnej Lewicy w eurowyborach wywołało niemałe kontrowersje. Spekuluje się, że Wit może teraz mniej lub bardziej formalnie zbliżyć się do RadLew, choć na politycznych korytarzach mówi się także o jej możliwym dołączeniu do Niezależnego Koła Obywatelskiego.

Od momentu, gdy Wit publicznie przyznała, że w wyborach europejskich oddała głos na Radykalną Lewicę, jej relacje w centrowo-liberalnym obozie stały się coraz bardziej niepewne. Dlatego spekulacje o jej możliwym dołączeniu do Niezależnego Koła Obywatelskiego, choć pojawiają się w kuluarach, wydają się wątpliwe. NKO, mimo pozornie otwartego charakteru, realnie pozostaje ugrupowaniem o profilu liberalno-centroprawicowym – a to właśnie z tym nurtem Wit konsekwentnie się rozstaje.

Ostatnie deklaracje kasztelanowej sugerują, że szuka przestrzeni dla wyraźnie lewicowej polityki społecznej, podkreślając swoje dawne związki z lewicą socjalną i dystansując się od neoliberalnego kursu dawnej formacji. W tym kontekście trudno sobie wyobrazić, by znalazła wspólny język z politykami NKO, którzy w kluczowych kwestiach gospodarczych i społecznych pozostają bliżsi jej dotychczasowemu obozowi niż odkrytym na nowo lewicowym sympatiom Wit.

Oczywiście, polityka zna przypadki zaskakujących zwrotów, ale jeśli Wit rzeczywiście chciałaby konsekwentnie podążać ścieżką ideową, wybór NKO byłby ruchem co najmniej nielogicznym. Pozostaje więc pytanie, czy w dłuższej perspektywie nie zdecyduje się na pełniejsze związanie z Radykalną Lewicą – czy to w formie oficjalnego sojuszu, czy choćby luźnej współpracy w Senacie. Na razie jednak kasztelanowa wolińska woli trzymać karty przy sobie.

Choć jej odejście nie wpływa bezpośrednio na układ sił w Senacie, stanowi sygnał rosnącego dystansu między Wit a establishmentem z którym była związana przez ostatnie lata. To także kolejny dowód na jej polityczną ewolucję – od lat balansującą między pragmatyzmem a własnymi przekonaniami, teraz coraz wyraźniej skłaniającą się ku lewicowej wizji polityki społecznej.

Nie jest jasne, czy Wit zdecyduje się na pełne zaangażowanie w nowy projekt polityczny, czy jej deklaracja niezależności pozostanie jedynie symbolicznym gestem. Jedno jest pewne – jej odejście z Senatorskiego Klubu Dworskiego to nie koniec politycznej historii kasztelanowej wolińskiej.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 26 mar 2025, 18:38

Obrazek
Polityczna odyseja rodziny Bańkoszów.

Obrazek
Obrazek

Na senackich korytarzach przeżyć można déjà vu - zobaczywszy na nich atrakcyjną wysoką kobietę po czterdziestce, ciemną blondynkę o skandynawskim typie urody, po chwili może się wydawać, że widzimy tę samą senatorkę. Rzeczywistość jest jednak inna - nie jest to ta sama osoba. Kasztelanowa czerska Magdalena Persson zasiadająca w Senatorskim Klubie Dworskim i Nadzieja Bańkosz z Radykalnej Lewicy, choć wyglądają jak bliźniaczki, są siostrami przyrodnimi, mają wspólnego ojca. Polityczne losy ich rodziny są zresztą bardzo frapujące.

Dziadek Jerzego, Iwan Bańkosz (właściwie Iwan Banko, 1924-1983), urodził się w sowieckiej Ukrainie. Podczas II wojny światowej został zmobilizowany do Armii Czerwonej i brał udział w ofensywie na terytorium Polski w latach 1944-1945. Wiosną 1945 roku został ranny podczas walk na Dolnym Śląsku i trafił do polowego szpitala wojskowego. Tam zetknął się z miejscową Polką, Zofią Stolarczyk, sanitariuszką współpracującą z radzieckimi lekarzami.

Po zakończeniu wojny Iwan zdecydował się nie wracać do ZSRR. Oficjalnie uzyskał zgodę na pozostanie w Polsce jako "doradca wojskowy", ale w rzeczywistości jego motywacja była inna – bał się powrotu do Związku Radzieckiego, gdzie wielu frontowych żołnierzy podejrzewano o nieprawomyślność. W 1946 roku poślubił Zofię i zamieszkali razem na Dolnym Śląsku, gdzie osiedliło się wielu przesiedleńców i repatriantów.

W 1948 roku urodził się ich syn, Stanisław Bańkosz (1948-2012) – ojciec Jerzego. Iwan, który w oficjalnych dokumentach przyjął polskie obywatelstwo i zmienił nazwisko na Bańkosz, został członkiem PZPR i pracował w administracji państwowej. W latach 50. został skierowany do pracy w województwie katowickim, a jego rodzina osiedliła się w Sosnowcu.

Stanisław Bańkosz dorastał w domu, gdzie panowała atmosfera ideologicznej lojalności wobec systemu komunistycznego. Jako syn byłego radzieckiego żołnierza miał ułatwioną drogę kariery – ukończył studia na Akademii Nauk Politycznych i szybko awansował w strukturach partyjnych. W latach 70. był już ważnym działaczem PZPR w Zagłębiu Dąbrowskim, zajmującym się propagandą i organizacją życia partyjnego w regionie.

W 1970 roku na świat przyszedł jego syn, Jerzy Bańkosz, który od najmłodszych lat był wychowywany w duchu ideowej lojalności wobec socjalizmu. Wychowany w cieniu ojca i dziadka, Jerzy od dzieciństwa nasiąkał ideologią, którą później uczynił centralnym elementem swojego życia.

Rodzina Bańkoszów trafiła do Sosnowca w wyniku politycznych decyzji o przesiedleniach i awansach partyjnych. Iwan, były żołnierz Armii Czerwonej, pozostał w Polsce ze strachu przed represjami w ZSRR, a jego syn Stanisław zrobił karierę w PZPR, zapewniając rodzinie stabilność w systemie komunistycznym. Jerzy był trzecim pokoleniem w tej linii – jego komunizm nie wynikał z kalkulacji, lecz z przekonania, że kontynuuje misję rodziny, dla której PRL był fundamentem tożsamości

Jerzy Bańkosz w latach 80. aktywnie uczestniczył w działalności komunistycznej młodzieżówki, a po transformacji ustrojowej w 1989 roku pozostał wierny lewicowym ideałom, angażując się w marginalizowaną wówczas Komunistyczną Partię Polski (KPP). Na początku lat 90., gdy antykomunistyczne nastroje w Polsce były bardzo silne, Bańkosz zdecydował się na wyjazd do Szwecji, gdzie komunizm nie był tak napiętnowany, a lewicowe idee miały silniejsze oparcie społeczne. Przez pewien czas pracował tam jako robotnik w przemyśle stoczniowym, później związał się z lokalnymi środowiskami lewicowymi i znalazł zatrudnienie w organizacjach związanych z ruchem pracowniczym.

W tym czasie poznał Małgorzatę Kwiatkowską (ur. 1972), nauczycielkę języka polskiego, która przyjechała do Szwecji na początku dekady. Ich relacja była burzliwa, lecz intensywna – oboje czuli się emigrantami z ideowych powodów, a wspólne doświadczenie życia na obczyźnie szybko ich zbliżyło. Jej rodzice byli zaangażowani w działalność opozycyjną w PRL, związani ze środowiskami Solidarności, choć nie należeli do jej ścisłego kierownictwa. Ojciec Małgorzaty, Andrzej Kwiatkowski, był inżynierem w jednym z zakładów przemysłowych w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczył w strajkach i kolportował podziemne wydawnictwa. Matka, Ewa Kwiatkowska, pracowała jako nauczycielka i również angażowała się w działalność opozycyjną, szczególnie w edukację niezależną i pomoc dla represjonowanych.

Podczas stanu wojennego w 1981 roku Andrzej został internowany na kilka miesięcy, co wpłynęło na decyzję rodziny o emigracji. Po jego zwolnieniu, kiedy stało się jasne, że jego dalsza działalność w Polsce będzie niemożliwa, Kwiatkowscy zdecydowali się na ucieczkę na Zachód. Skorzystali z pomocy międzynarodowych organizacji wspierających polskich uchodźców politycznych i w 1983 roku uzyskali azyl w Szwecji.

Małgorzata miała wówczas jedenaście lat – dorastała w Szwecji, ale nigdy nie czuła się tam w pełni u siebie. Jej rodzice zawsze traktowali emigrację jako coś tymczasowego, licząc na możliwość powrotu do demokratycznej Polski, dlatego w domu pielęgnowano polską kulturę i język. Sama Małgorzata zdobywała wykształcenie w Szwecji, studiując filologię polską i pedagogikę, a jednocześnie zaczęła pracować jako nauczycielka języka polskiego dla dzieci emigrantów.

Gdy w 1989 roku upadł komunizm w Polsce, jej rodzice wrócili do kraju niemal natychmiast. Małgorzata początkowo została w Szwecji, obawiając się, że w nowej rzeczywistości trudno jej będzie znaleźć stabilną pracę. To właśnie w tym czasie poznała Jerzego Bańkosza, który przyjechał do Szwecji z zupełnie innych powodów – nie jako uchodźca polityczny, lecz jako zwolennik systemu, który upadł.

Ich związek był o tyle paradoksalny, że ona pochodziła z rodziny, która uciekła przed komunizmem, a on był jego fanatycznym zwolennikiem. Początkowo nie zwracała na to uwagi – oboje byli Polakami na emigracji, co ich do siebie zbliżało. Jednak z biegiem czasu różnice ideologiczne zaczęły ich dzielić. Kiedy Małgorzata zaszła w ciążę, coraz bardziej dostrzegała, że Jerzy nie nadaje się na stabilnego partnera i ojca – zamiast myśleć o przyszłości rodziny, żył politycznymi manifestami i teoretycznymi sporami.

Decyzja o rozstaniu i jej powrocie do Polski roku była pragmatyczna – chciała wychować córkę w kraju, który wreszcie stał się wolny, a nie w cieniu człowieka, który mentalnie wciąż tkwił w PRL-u. Podsumowując, Małgorzata znalazła się w Szwecji jako dziecko emigrantów politycznych, dorastała tam, ale nigdy nie przestała czuć się Polką. Jej droga do Polski była odwrotna niż Jerzego – jej rodzina uciekła z PRL-u, on zaś do Szwecji przyjechał, bo nie potrafił pogodzić się z jego końcem. To sprawiło, że ich związek był skazany na porażkę.

Nadzieja urodziła się w Sosnowcu w 1993 r., a jej ojciec odwiedzał ją w pierwszych miesiącach życia, lecz coraz rzadziej – jego działalność polityczna w Szwecji nabierała tempa, a związek z Małgorzatą zaczął się rozpadać. Jerzy nie był gotowy na stabilne życie rodzinne, a Małgorzata, widząc jego obsesyjne zaangażowanie w sprawy ideologiczne, uznała, że nie chce wychowywać dziecka w cieniu jego politycznej misji. Ich relacja zakończyła się definitywnie w 1994 roku, kiedy Małgorzata zdecydowała, że zostaje w Polsce, a Jerzy wraca do Szwecji.

Jerzy nie zerwał kontaktu z Nadzieją, choć przez pierwsze lata był raczej postacią epizodyczną w jej życiu. Gdy miała pięć lat, zaproponował, by zamieszkała z nim w Szwecji – argumentował to lepszymi perspektywami edukacyjnymi i możliwością wychowania jej w duchu jego przekonań. Małgorzata nie była zachwycona, ale zgodziła się, widząc, że Nadzieja od najmłodszych lat darzy ojca dużym uznaniem.

W międzyczasie, pod koniec 1995 roku, Jerzy poznał Ingrid Persson, szwedzką działaczkę związkową z Malmö. Ingrid pochodziła z klasy średniej, jej ojciec był nauczycielem akademickim, a matka pielęgniarką. W młodości angażowała się w ruchy socjalistyczne, co sprawiło, że szybko znalazła wspólny język z Jerzym. Ich relacja rozwinęła się szybko, ale była jeszcze bardziej burzliwa niż jego poprzedni związek. Ingrid, choć podzielała lewicowe idee, była znacznie bardziej pragmatyczna niż Jerzy i nie znosiła jego skrajnej postawy. Mimo to, ich związek trwał, a Ingrid zaszła w ciążę. W 1996 roku urodziła się Magdalena.

System, w który Jerzy wierzył, runął, a on sam, wychowany w kulcie komunistycznej ideologii, nie potrafił odnaleźć się w nowej Polsce. W Szwecji próbował zaczepić się w środowiskach lewicowych, ale jego styl myślenia – twardogłowy, marksistowski, zakorzeniony w PRL-owskich realiach – często odbiegał od współczesnej skandynawskiej lewicy.

Ingrid była zupełnie innym człowiekiem. Urodzona w 1975 roku w Szwecji, pochodziła z rodziny o silnych tradycjach niezależności i pragmatyzmu. Była przedsiębiorczą, niezależną kobietą, wychowaną w duchu równości i skandynawskiej samodzielności. Kiedy poznała Jerzego, zafascynowała ją jego pasja i znajomość historii, ale jednocześnie szybko dostrzegła jego nieprzystosowanie do realiów Zachodu.

Ich związek był burzliwy – Ingrid podchodziła do życia praktycznie i realistycznie, Jerzy natomiast żył w świecie ideologicznych wizji. Choć w 1996 roku Ingrid urodziła Magdalenę, relacja zaczęła się szybko psuć – Ingrid nie chciała rezygnować ze swojej niezależności ani podporządkowywać się Jerzemu, który coraz bardziej pogrążał się w politycznych fantazjach o odbudowie komunizmu. Ingrid była kobietą samodzielną, pewną siebie i nie miała zamiaru podporządkowywać się mężczyźnie, który przedkładał ideologię nad rodzinę. Kiedy Magdalena miała dwa lata, Ingrid wyrzuciła Jerzego z domu, argumentując, że ich związek jest skazany na porażkę. Ingrid, mimo że uznawała lewicowe ideały, wychowała córkę w bardziej liberalnym duchu, bez skrajnego przywiązania do ideologii ojca.

Magdalena Persson dorastała jako pełnoprawna Szwedka. Była wychowywana w duchu równości, pragmatyzmu i samodzielności, zgodnie z wartościami, które Ingrid przekazała jej od najmłodszych lat. Była ochrzczona i należała do Kościoła Szwecji, co stanowiło naturalny element jej szwedzkiej tożsamości. Choć nie była głęboko religijna, wychowywała się w otoczeniu skandynawskich tradycji luterańskich. Każdego roku brała udział w orszaku św. Łucji – jednym z najważniejszych szwedzkich świąt, gdzie dziewczęta w białych sukniach i z wieńcami świec na głowie niosą światło w zimową noc. Mówiła wyłącznie po szwedzku, a kontakt z polską kulturą był minimalny. Jerzy Bańkosz nie odegrał w jej życiu istotnej roli – sporadyczne kontakty z nim jedynie utwierdzały ją w przekonaniu, że jej ojciec jest człowiekiem przeszłości.

Dopiero jako nastolatka zaczęła odkrywać swoje polskie korzenie. Największy wpływ miał na nią wyjazd do Polski w wieku 18 lat, kiedy odwiedziła kraj ojca i po raz pierwszy zobaczyła na własne oczy jego historię. Początkowo czuła dystans, ale stopniowo zaczęła dostrzegać, że Polska jest częścią jej tożsamości, niezależnie od tego, że wychowała się w Szwecji.

Po ukończeniu studiów z zakresu ekonomii i prawa na Uniwersytecie w Lund, Magdalena postanowiła wyjechać do Polski i rozpocząć pracę w sektorze biznesowym. Jej skandynawskie podejście do zarządzania i pragmatyzm szybko pozwoliły jej zrobić karierę – najpierw w międzynarodowych korporacjach, a następnie w administracji publicznej. Wyróżniała się profesjonalizmem, rzeczowością i nowoczesnym podejściem do zarządzania.

W pewnym momencie zainteresowała się historią Polski i jej dawnych tradycji państwowych, co doprowadziło ją do kontaktu z królem seniorem Michałem II. Jej zdolności organizacyjne i umiejętność poruszania się między światem polityki a biznesu (a złośliwcy dodają, że także nieprzeciętna uroda) sprawiły, że stała się jego bliską współpracowniczką. Obecnie jako kasztelanowa czerska, Magdalena Persson pełni kluczową rolę w zarządzaniu Księstwem Czerskim, łącząc w sobie skandynawską nowoczesność z polską tradycją. Jest symbolem połączenia dwóch kultur – wychowana jako Szwedka, ale świadoma swojej polskości.

Jerzy nigdy nie odzyskał stabilności w życiu osobistym. Zarówno Małgorzata, jak i Ingrid odsunęły się od niego, widząc, że nie potrafi zbudować dojrzałej relacji i jest zbyt pochłonięty działalnością polityczną. Nie ułożył sobie życia z żadną inną kobietą, przez kolejne lata wędrował między Szwecją a Polską, angażując się w skrajnie lewicowe ruchy i publikując artykuły o marksizmie. Jego relacja z córkami była bardzo nierówna. Nadzieja, jako starsza, miała więcej czasu na budowanie więzi z ojcem i była pod jego silnym wpływem. To on ukształtował jej poglądy, to on wprowadził ją w świat polityki i to jego ideologiczne zaangażowanie uczyniło ją tym, kim się stała. Magdalena natomiast nigdy nie miała z nim głębokiej relacji – była zbyt mała, by go pamiętać, gdy Ingrid wyrzuciła go z domu. Ojciec był dla niej odległą figurą, kimś, kto istniał raczej jako mit niż realna postać. Nie podzielała jego radykalnych poglądów i nigdy nie była przez niego wychowywana.

Jerzy, choć z dumą obserwował działalność Nadziei, nigdy nie nawiązał bliskiego kontaktu z Magdaleną. Dla niej był jedynie biologicznym ojcem – kimś, kogo znała jedynie z opowieści matki i z kilku epizodycznych spotkań w dzieciństwie. W przeciwieństwie do Nadziei, która do dziś uważa ojca za swój największy autorytet, Magdalena nigdy nie czuła potrzeby nawiązywania z nim głębszej relacji.

Jerzy Bańkosz jest człowiekiem, który potrafił inspirować, ale nie potrafił kochać w sposób dojrzały. Małgorzata odeszła od niego, bo nie chciała podporządkować swojego życia jego ideologicznej obsesji. Ingrid odeszła, bo nie zamierzała godzić się na bycie partnerką mężczyzny, dla którego polityka zawsze była na pierwszym miejscu. Nadzieja była mu oddana i podążyła jego śladami. Magdalena zachowała nazwisko matki i odcięła się od jego spuścizny, wybierając całkowicie inną ścieżkę.

Dwie siostry, dwa światy – choć obie wyrosły w cieniu tego samego człowieka, poszły w całkowicie przeciwne strony. Mimo że Nadzieja i Magdalena mają tego samego ojca i obie spędziły dzieciństwo w Szwecji, wychowały się w odmiennych środowiskach. Nadzieja, jako starsza, miała więcej czasu na przebywanie z ojcem i była pod jego silnym wpływem – wychowywał ją w duchu komunistycznym, angażował w działalność lewicową i kształtował jej przekonania. Magdalena natomiast dorastała wyłącznie z matką i była wychowywana w szwedzkiej kulturze, z naciskiem na pragmatyzm i umiarkowane podejście do polityki. W efekcie obie siostry, mimo wspólnego dzieciństwa w Szwecji, miały zupełnie różne perspektywy i nie były sobie szczególnie bliskie. Magdalena zachowała nazwisko matki – Persson – podkreślając swoje szwedzkie dziedzictwo, podczas gdy Nadzieja, wierna politycznemu dziedzictwu ojca i rodzinnym tradycjom komunistycznym, nosi jego nazwisko. Mimo że są siostrami przyrodnimi, ich relacje nigdy nie były szczególnie zażyłe – choć oficjalnie pozostają w kontakcie, różnice w wychowaniu, światopoglądzie i życiowych wyborach sprawiły, że ich drogi poszły w zupełnie różnych kierunkach. Obie jednak mają okazję często się widywać wspólnie zasiadając w Senacie, obie też są ważnymi samorządowczyniami - Magdalena Persson burmistrzynią Piaseczna, Nadzieja Bańkosz, jedna z czołowych postaci Rad-Lew - marszałkinią województwa jurajsko-dąbrowskiego.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 01 kwie 2025, 13:43

Obrazek
Królewicz Bartłomiej próbował głosować w Sejmie. Roztargnienie czy inne priorytety?
Obrazek

Do osobliwej sytuacji doszło dziś w Sejmie podczas głosowania nad wyborem członka Heraldii Koronnej. W pewnym momencie na ekranie systemu pojawił się komunikat o błędnej autoryzacji – co szybko zwróciło uwagę wicemarszałka Marcina Warchoła (59 l.) prowadzącego obrady. Jak się okazało, próbę oddania głosu podjął… senator królewicz Bartłomiej Martens-Ajna (38 l.), który formalnie nie ma prawa uczestniczyć w głosowaniach sejmowych.

Zamieszanie trwało krótką chwilę, gdy królewicz kilkukrotnie wsunął kartę do czytnika, nie rozumiejąc, dlaczego system nie pozwala mu oddać głosu. Dopiero po interwencji posłów z sąsiednich ław zorientował się, że nie znajduje się na posiedzeniu Senatu, a jego obecność w Sejmie nie uprawnia go do udziału w głosowaniu.

Sytuacja szybko stała się tematem żartów w kuluarach. Jak ustalili dziennikarze, królewicz Bartłomiej na krótko przed głosowaniem widziany był w sejmowych korytarzach w towarzystwie posłanki Zielonych Karoliny Folsulewicz (45 l.)

— Widocznie królewicz czuł się dziś bardziej związany z Sejmem niż z Senatem — skomentował z przekąsem jeden z posłów RZO, gdy reporterzy zapytali go o całe zajście.

Królewicz Bartłomiej znany jest z pewnej nonszalancji i swobodnego podejścia do protokołu, ale nawet jak na jego standardy pomylenie izb parlamentu to sytuacja, która wywołała niemałe rozbawienie.

— Chciałem jedynie przyjrzeć się, jak pracują koledzy z Sejmu. Najwyraźniej wciągnęła mnie atmosfera obrad — rzucił żartobliwie, pytany o incydent przez dziennikarzy.

Nie wiadomo, czy senator Martens-Ajna faktycznie zagapił się w pośpiechu, czy jego myśli zajmowało coś innego, ale jedno jest pewne – to głosowanie, pozostanie jednym z najbardziej komentowanych epizodów dnia w polskim parlamencie.

Dodajmy, że takie pomyłki nie należą do rzadkości w polskim parlamencie. Kilka lat temu głos w Sejmie bezskutecznie usiłował oddać ojciec królewicza Bartłomieja, król senior Michal II (74 l.). Zaś zupełnie niedawno była premier Dominika Olszewska (38 l.) próbowała zagłosować w głosowaniu sejmowym... senacką kartą Bartłomieja

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 02 kwie 2025, 18:16

Obrazek
Księżniczka Ksenia i królewicz Michał Robert na wspólnych wakacjach na Białorusi
Obrazek

Białoruś stała się w ostatnich dniach miejscem szczególnego spotkania dwojga młodych przedstawicieli europejskich monarchii – księżniczki Kseni, następczyni tronu Białorusi, oraz królewicza Michała Roberta, syna królowej Moniki, następcy polskiego tronu. Wspólny pobyt na ziemiach Wielkiego Księstwa był dla nich okazją do bliższego poznania się poza oficjalnymi uroczystościami i rodzinno-dworskimi obowiązkami, a jednocześnie do odkrycia uroków Białorusi.

Zwiedzanie Mińska i zabytków historycznych

Pobyt rozpoczął się w Mińsku, gdzie młodzi arystokraci odwiedzili Stare Miasto, podziwiając m.in. katedrę Świętego Ducha i Cerkiew Świętych Piotra i Pawła. Spacerując po urokliwych uliczkach, zatrzymali się w jednej z kawiarni, gdzie według świadków spędzili dłuższą chwilę na rozmowie, uśmiechając się do siebie i żywo gestykulując.

Szczególnym punktem wizyty w stolicy była wizyta w Muzeum Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie Michał Robert z zaciekawieniem oglądał ekspozycję poświęconą historii wspólnej polsko-litewsko-białoruskiej przeszłości. Księżniczka Ksenia miała tam okazję opowiedzieć kuzynowi o współczesnej polityce historycznej Białorusi i działaniach na rzecz zachowania dziedzictwa kulturowego kraju.

W oficjalnym powitaniu w Mińsku uczestniczyła także wielka księżna Emilia, która gościła młodych w Pałacu Mińskim. Podczas spotkania monarchini miała okazję osobiście porozmawiać z polskim następcą tronu, wyrażając radość z jego wizyty oraz podkreślając wagę więzi między Białorusią a Polską. Według źródeł bliskich dworowi, Emilia była bardzo swobodna i serdeczna wobec młodych, pozwalając im cieszyć się czasem spędzonym razem bez nadmiernej etykiety.

Obecny w trakcie pobytu w Mińsku był także król senior Michał II, który dołączył do rodziny na obiedzie wydanym w pałacu. Jego obecność podkreśliła wagę spotkania, a jak zauważyli komentatorzy, atmosfera była wyjątkowo ciepła i rodzinna.

Wypoczynek nad jeziorem i odkrywanie przyrody
Obrazek
Po kilku dniach spędzonych w stolicy królewicz Michał Robert i księżniczka Ksenia udali się na wieś, by odpocząć nad malowniczym Jeziorem Narocz. Wybór tego miejsca nie był przypadkowy – Narocz, największe jezioro Białorusi, słynie z krystalicznie czystej wody i pięknych krajobrazów, będąc popularnym miejscem wypoczynku zarówno dla turystów, jak i członków białoruskiej rodziny wielkoksiążęcej.

Młodzi spędzali czas aktywnie, korzystając z uroków przyrody – wspólne wycieczki rowerowe, rejs łódką po jeziorze oraz wieczory przy ognisku w towarzystwie przyjaciół i członków dworu wypełniały ich harmonogram. Nie zabrakło także chwil relaksu – świadkowie zauważyli, że księżniczka i książę często przesiadywali razem na pomoście, pogrążeni w rozmowie.

Podczas pobytu nad jeziorem dołączyła do nich wielka księżna Emilia, która znana jest z zamiłowania do natury i chętnie spędza czas w wiejskich rezydencjach. Wspólne wycieczki po okolicznych lasach i dyskusje o przyszłości monarchii w regionie miały według informatorów przebiegać w niezwykle swobodnej atmosferze, a Emilia, choć pełniła rolę gospodarza, pozwoliła młodym na dużą niezależność w planowaniu swojego czasu.

Publiczne oznaki zażyłości?
Obrazek
Ich bliska relacja nie uszła uwadze obserwatorów. Media szybko zwróciły uwagę na serdeczne gesty, którymi obdarzali się młodzi arystokraci. Książę Michał Robert kilkukrotnie otwarcie zwrócił się do Kseni per „kuzyneczko”, co wywołało rozbawienie wśród towarzyszących im osób i natychmiast stało się obiektem spekulacji.

Wielka księżna Emilia, zapytana przez dziennikarzy o to, jak ocenia relację młodych, odpowiedziała jedynie z uśmiechem, że „miło jest patrzeć, jak dobrze się dogadują”, co jedynie podsyciło zainteresowanie opinii publicznej.

Zakończenie wizyty i co dalej?

Podróż księżniczki Kseni i królewicza Michała Roberta po Białorusi dobiega końca, ale wywołane nią zainteresowanie wciąż nie słabnie. Wielu obserwatorów zastanawia się, czy to jedynie zwykła przyjacielska relacja kuzynostwa, czy może początek czegoś więcej. Jak na razie oboje nie udzielili żadnych oficjalnych komentarzy, ale pewne jest, że ich wakacyjna przygoda na Białorusi pozostawiła ślad nie tylko w ich wspomnieniach, ale także w domysłach opinii publicznej.

Wiadomo, że po zakończeniu pobytu księżniczka Ksenia wraca do swoich obowiązków w Mińsku, natomiast królewicz Michał Robert udaje się w dalszą podróż, mając przed sobą kolejne oficjalne zobowiązania. Czy ich drogi jeszcze się przetną w najbliższej przyszłości? Czas pokaże, ale jedno jest pewne – ich wspólne wakacje pozostaną tematem licznych spekulacji i zainteresowania mediów przez długi czas.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 11 kwie 2025, 16:53

Obrazek
„Gdzie jest premier?” – akcja Radykalnej Lewicy
Obrazek
ZAGINĄŁ! OSTATNIO WIDZIANY W BRUKSELI! – krzyczał wielki, czerwony baner rozwieszony dziś o poranku na jednym z wiaduktów Trasy Łazienkowskiej. Twarz Aleksandra Sternickiego, rozmyta jak z poszukiwań Interpolu, podpisana była pytaniem: „Premier? Jaki premier?”. Tak wyglądała kulminacja najnowszej kampanii ulicznej Radykalnej Lewicy – akcji „Gdzie jest premier?”, która rozlała się dziś na ulice Warszawy, Łodzi, Krakowa i Poznania.

RadLew zarzuca Sternickiemu... zniknięcie. „Premier milczy. Premier się nie pokazuje. Premier złożył obywatelom urlop bezterminowy. Kto rządzi krajem? Algorytmy Google’a?” – ironizowała Alicja Kaczmarska podczas briefingu prasowego pod KPRM, gdzie działaczki i działacze przynieśli... tekturowy karton w kształcie postaci wyciętej z gazet, z podpisem „Aleksander Sternicki – premier, jakiego nie widział nikt”.

„Zarządzanie przez nieobecność”, jak określiła to kandydatka ze Słupska Anna Górska, „staje się nowym standardem rządów centrystów. Oni chcą, żebyśmy uwierzyli, że jak ich nie ma, to wszystko jest dobrze. A nie jest – bo nieobecność premiera nie oznacza braku polityki. Ona się dzieje – tylko że dzieje się za plecami ludzi pracy.”

W ramach happeningu w centrum Warszawy aktywiści rozwiesili dziesiątki "listów gończych" z hasłem „Zaginiony bez kontaktu z rzeczywistością”. W Łodzi, pod jednym z centrów handlowych, pojawił się mobilny billboard z grafiką „Gdzie jest Wally?” zamienioną na „Gdzie jest Sternicki?” – w tłumie menedżerów, eurokratów i lobbystów, oczywiście nie do znalezienia.

„Sternicki zniknął po tym, jak zwycięstwo jego partii wyborach europejskich było... cóż, nie dość wysokie. Może potrzebuje czasu, żeby przeżyć osobisty kryzys w luksusie. Ale kraj nie może czekać, aż pan premier znajdzie odpowiedni filtr do Insta. Dlatego pytamy głośno – gdzie jesteś, Aleksandrze? I kiedy wrócisz, żeby odpowiedzieć ludziom za to, co robi twój rząd?” – mówiła Magda Malinowska, kandydatka RadLew z Poznania.

W ramach akcji RadLew zapowiedziała także cotygodniowy „Sternicki Watch” – serię raportów z nieobecności premiera, poświęconych zaniedbywanym przez rząd problemom, takim jak dramatyczna sytuacja na kolei, prywatyzacja ochrony zdrowia, czy brak regulacji dla pracowników platformowych.

Na koniec akcji rozdano przechodniom kartki stylizowane na pocztówki z wakacji premiera, z hasłem:
„Pozdrowienia z nieobecności – nie liczę się z Wami, Wasz Aleksander”

Pytanie pozostaje otwarte: czy premier jeszcze do nas wróci – czy może jego hologram zostanie oficjalnie wpisany do konstytucji?


Wróć do „Wiadomości z kraju”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości