Prasa

Najważniejsze newsy z kraju. Telewizja, radio, internet.
Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 19 cze 2025, 12:34

Obrazek
Nadzieja Bańkosz na XXX piętrze Pałacu Kultury: „To jest moje miejsce” – nowa kampania społeczna Radykalnej Lewicy
Obrazek
Na tle panoramy stolicy, z wysokości XXX piętra Pałacu Kultury i Nauki, senator Radykalnej Lewicy Nadzieja Bańkosz zainaugurowała autorską serię wideo pod hasłem „To jest moje miejsce”. To nowoczesna kampania społeczna mająca na celu przybliżenie postulatów ugrupowania oraz pokazanie polityczek jako obecnych nie tylko w sejmowych ławach – ale i w życiu codziennym ludzi.

Na pierwszym ujęciu widzimy Bańkosz w charakterystycznej stylizacji, z dumą patrzącą w stronę centrum Warszawy. „To nie jest zdjęcie modowe, choć tak może wyglądać,” komentuje z lekkim uśmiechem. „To zdjęcie o sile. O tym, że kobieta może stanąć wysoko – i nie zapomnieć, po co tam się wspięła.”

Kampania opiera się na krótkich nagraniach wideo, publikowanych w mediach społecznościowych, w których Bańkosz odwiedza miejsca ważne dla swojej działalności: dom samotnej matki, lokalne poradnie psychologiczne, organizacje lokatorskie. Każde nagranie kończy się symbolicznym zdaniem: „Dlatego właśnie tu stoję. To jest moje miejsce.”

„Dla mnie polityka nie zaczyna się na mównicy i nie kończy na głosowaniu ustaw. Polityka to obecność. Głos. Czas. Gotowość do stanięcia obok ludzi wtedy, gdy mają najtrudniej” – mówiła Bańkosz podczas startu akcji.

W tle kampanii wyraźnie pobrzmiewa przekaz: kobiety w polityce nie muszą się przebierać za kogoś innego, by być traktowane poważnie. Estetyka projektu celowo odbiega od sztywnych, korporacyjnych wzorców – pokazując autentyczność i siłę wynikającą z tożsamości, nie z mimikry.

Rzeczniczka Radykalnej Lewicy podkreśla: „To nie jest PR-owa sesja. To polityczny statement. Nadzieja mówi własnym głosem, we własnej skórze, z własnym przekazem. Bez udawania i bez kompromisu.”

Kampania startuje w czasie, gdy Radykalna Lewica intensyfikuje działania – m.in. organizując inicjatywę odwołania senatora Brauna.

Dla wielu komentatorów to również odpowiedź na zarzuty kierowane w stronę Bańkosz przez konserwatywnych krytyków, którzy twierdzili, że jej styl nie pasuje do „poważnej polityki”.

Ona sama odpowiada krótko: „Nie przeszłam do polityki po to, żeby się wtapiać. Przyszłam po to, żeby wreszcie było słychać tych, których przez lata ignorowano. A słychać mnie będzie tylko wtedy, gdy będę mówić własnym głosem.”

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 22 cze 2025, 21:59

Obrazek
„Niegrzeczne i równe” – nowa fala feminizmu odważnie wchodzi do debaty publicznej
Obrazek
Odważne, niepokorne, świadome swojej siły – takie są bohaterki kampanii „Niegrzeczne i równe”, najnowszej inicjatywy społeczno-politycznej Radykalnej Lewicy. Akcja, która zaczęła się jako odpowiedź na falę seksistowskich komentarzy pod adresem posłanek i aktywistek, szybko przerodziła się w ogólnopolski ruch wspierający kobiecą autonomię, równość i niezależność – także w sferze wizerunku.

Punktem zapalnym stało się zdjęcie Nadziei Bańkosz, radnej Lewicy i działaczki miejskiej, wykonane na XXX piętrze Pałacu Kultury i Nauki. Ubrana w krótką sukienkę i wysokie kozaki, Bańkosz zapozowała na tle panoramy Warszawy – symbolicznie podkreślając swoją obecność w przestrzeni publicznej. Fotografia stała się viralem, wywołując oburzenie środowisk prawicowych, ale też ogromną falę solidarności – szczególnie wśród młodych kobiet.

„Nie każda kobieta musi być grzeczna. Ale każda musi być równa.

To główne hasło kampanii, które – jak mówią jej organizatorki – ma odczarować wizerunek kobiety w polityce i życiu publicznym jako podporządkowanej, stonowanej i „stosownej”.

– Mamy dość tego, że kobiety w życiu publicznym muszą wybierać: być poważną albo być sobą. My nie zamierzamy nikogo przepraszać za swoją obecność – mówi Klementyna Feiss, europosłanka RadLew i jedna z liderek akcji. – Nasze ciała nie są waszymi argumentami. I nie potrzebują waszej aprobaty.

Akcja „Niegrzeczne i równe” łączy działania w terenie i w sieci. W planach są:

* kampania billboardowa z portretami posłanek, aktywistek i działaczek lokalnych (w stylu „niegrzecznych” zdjęć – z dumą, ekspresją i wyrazistością),
* publikacja serii podcastów i rozmów z kobietami, które przełamywały stereotypy w polityce, związkach zawodowych, kulturze i edukacji,
* szkolenia „Jak się nie bać być głośną” dla uczennic i młodych działaczek,
* obecność na ulicach miast z akcjami społecznymi, flashmobami i muralami.

Solidarność z chłopakami

Choć akcja skupia się na doświadczeniach kobiet, organizatorki zaznaczają: nie chodzi o konfrontację z mężczyznami, ale o partnerstwo.

– Nie jesteśmy przeciw chłopakom. Jesteśmy z nimi. Z tymi, którzy też nie mieszczą się w patriarchalnym schemacie: musisz być silny, dominujący, milczący. Kobieca siła to nie zagrożenie – to szansa na lepszy świat dla nas wszystkich – mówi Alicja Kaczmarska, przewodnicząca Radykalnej Lewicy.

Przyszłość kampanii

W ramach akcji #NiegrzeczneIRówne RadLew zamierza przedstawić projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy symbolicznej i językowej w debacie publicznej. Już w ten weekend w Warszawie odbędzie się manifestacja solidarnościowa oraz panel dyskusyjny „Niegrzeczne, ale skuteczne”, z udziałem m.in. Oliwii Bartosiewicz, Marceliny Zawiszy i młodych działaczek z kolektywów feministycznych.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 23 cze 2025, 17:32

Obrazek
Kobiety RadLew: równość nie wyklucza mężczyzn – wspólna walka o godność chłopców i ojców
Obrazek
W ramach rozwijającej się kampanii #ToJestMojeMiejsce, posłanki i aktywistki Radykalnej Lewicy wystąpiły z mocnym przesłaniem: równość kobiet nie oznacza marginalizacji mężczyzn – przeciwnie, to szansa na wspólne wyzwolenie z opresyjnych ról społecznych.

Podczas konferencji prasowej posłanka Alicja Kaczmarska oraz eurodeputowane Agata Feiss, Klementyna Feiss i Magdalena Biejat podkreśliły, że jednym z filarów współczesnego feminizmu jest solidarność z mężczyznami zmagającymi się z przemocą, wykluczeniem, samotnością i brakiem wsparcia emocjonalnego.

- Zbyt długo patriarchat robił krzywdę wszystkim – kobietom przez przemoc, a mężczyznom przez milczenie – powiedziała Agata Feiss. – Mężczyzna, który płacze, który nie chce być agresorem, który kocha swoje dzieci – to nie wyjątek. To partner. To nasz sojusznik.

Konkrety, nie gesty: postulaty Radykalnej Lewicy

Wśród propozycji przedstawionych podczas konferencji znalazły się:

* utworzenie publicznego systemu wsparcia psychologicznego dla chłopców w szkołach,
* przeciwdziałanie samobójstwom mężczyzn – kampanie społeczne i dedykowane telefony zaufania,
* wzmocnienie praw ojców do opieki nad dziećmi w sytuacjach rozwodowych,
* promocja alternatywnych, czułych wzorców męskości w mediach i programach edukacyjnych,
* przeciwdziałanie homofobii i mizoginii jako toksycznym wzorcom „siły”.

- Bycie mężczyzną nie oznacza dominacji. Oznacza prawo do miłości, czułości i słabości – bez wstydu i bez kary – mówiła Klementyna Feiss.

"To nie walka płci – to walka ze schematami"

Radykalna Lewica odcina się od wszelkich prób zredukowania ruchów kobiecych do walki przeciw mężczyznom. Podkreśla, że prawdziwa zmiana społeczna następuje wtedy, gdy kobiety i mężczyźni wspólnie rzucają wyzwanie systemowi, który ogranicza wszystkich.

- Nazywają nas „niegrzecznymi”, bo mamy odwagę mówić też o chłopcach. Bo nie chcemy równości polegającej na tym, że kobiety mają takie same obowiązki jak sfrustrowani faceci. Chcemy nowego świata – w którym dziewczynki nie muszą się bać, a chłopcy nie muszą udawać – powiedziała na zakończenie Alicja Kaczmarska.

W ramach kampanii #ToJestMojeMiejsce planowane są także warsztaty z udziałem mężczyzn i chłopców, projekcje filmów o ojcostwie, działania z poradniami psychologicznymi oraz inicjatywy w liceach i szkołach zawodowych.


Radykalna Lewica przypomina:
Prawdziwa siła to nie kontrola – to relacja.
Miejsce kobiet jest wszędzie – razem z mężczyznami, którzy chcą świata sprawiedliwszego, nie brutalniejszego.


Kampania trwa – dołącz do nas. Dla wszystkich. Bez wyjątku.
#ToJestMojeMiejsce #RównośćNieWyklucza #MężczyźniTeż #NowyFeminizm #RadLew


Obrazek
Boskie ciało na Boże Ciało
Michał Ogórek pisze jak zwykle, z niekrytą sympatią... do siebie.
Obrazek

W tym roku Boże Ciało obchodzimy w cieniu wydarzenia, które — choć niekoniecznie liturgiczne — nie przeszło bez echa. Otóż pani Nadzieja Bańkosz, działaczka Radykalnej Lewicy, postanowiła wznieść się nad przeciętność i z tej wysokości pokazać nam, gdzie nasze miejsce. A dokładniej — gdzie jest jej miejsce. Okazało się, że jest ono na XXX piętrze Pałacu Kultury, w skórzanych butach po samo niebo i sukience, której długość zmierzyć można co najwyżej gestem oburzonej nauczycielki fizyki z liceum w Brzesku.

Akcja nazywa się #ToJestMojeMiejsce i chyba nikt nie ma wątpliwości, że miejsce to znajduje się w sferze marzeń wielu sfrustrowanych wyborców prawicy, którzy nie mogą zdecydować, czy bardziej potępiają Nadzieję Bańkosz, czy też klikają jej zdjęcia nocą, w trybie incognito.

Nie ukrywam — akcja jest doskonale przemyślana: medialna, odważna, buzująca od symboliki. Choć, być może, więcej w niej buzowania niż symboliki. Ale czego się spodziewać po partii, która bardziej niż program mieszkaniowy lansuje program estetyczny — według zasady: skoro już nie mamy szansy na władzę, to chociaż pokażmy nogę.

Szczerze powiedziawszy, sam nie wiem, czy jestem bardziej konserwatystą, czy bardziej estetą. Jedno jest pewne: Radykalna Lewica odrobiła lekcję marketingu. Zamiast tradycyjnego pochodu, który z definicji kończy się w alejkach politycznego niebytu, wybrała windę do Pałacu Kultury. I na jego dachu rozwinęła własny sztandar — tym razem nie z sierpem i młotem, ale z gołym udem.

Wszystko to przypomina mi stary dowcip z czasów PRL-u, że jak ludzie nie mają chleba, to władza daje im igrzyska. RadLew poszła dalej: jak nie mamy większości, to dajmy im pokaz mody.

Pytanie tylko, czy to wystarczy. Bo choć „boskie ciało” zawsze dobrze wygląda w kampanii, to jednak na dłuższą metę przydałoby się coś więcej niż tylko błysk flesza i koturny wyższe niż poparcie w sondażach.

A teraz — skoro już mieliśmy Boże Ciało i boskie ciało — pozostaje nam czekać na cud. Na przykład taki, że Radykalna Lewica znajdzie kogoś, kto zaproponuje ustawę zwięzłą, merytoryczną i będzie ubraną stosownie do okazji.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 23 cze 2025, 17:36

Obrazek
Nieślubne dzieci Michała II wkraczają w dorosłość

Choć były monarcha Michał II abdykował już przed przeszło dekadą, historia wciąż pisze nowe rozdziały jego barwnego dziedzictwa. W cieniu oficjalnej rodziny dorastało pokolenie jego dzieci, pochodzących z mniej konwencjonalnych związków. Dziś kilkoro z nich kończy szkoły średnie lub już wkracza na uczelnie wyższe. Ich kariery, wybory i ambicje rzucają światło na to, jak wygląda życie młodych przedstawicieli dynastii w XXI wieku.

Królewna Danuta — arystokratka ze sztuką w duszy
Obrazek
Dziewiętnasta w kolejce do tronu Danuta, córka Róży Natalii Wiśniewskiej – obecnej księżnej liwskiej – ukończyła prestiżowe XXVII LO im. Tadeusza Czackiego w Warszawie. Znana z błyskotliwego stylu i zaangażowania w działalność fundacji kulturalnych, Danuta właśnie skończyła pierwszy rok na historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Mówi się też, że rozważa dyplom w jednej z renomowanych uczelni włoskich. Dziedzicząc tytuł księżnej liwskiej, będzie najprawdopodobniej łączyć obowiązki arystokratki z rolą mecenaski sztuki.

Królewna Jagoda — skandynawski wiatr zmian
Obrazek
Jagoda, dwudziesta w kolejce do tronu, od lat związana była bardziej z wybrzeżem Bałtyku niż z warszawskimi salonami. Córka Joanny Mazur-Eriksen, przez wiele lat mieszkająca ze szwedzkim ojczymem, ukończyła renomowane Gdańskie Liceum Autonomiczne. Jej znajomość języka szwedzkiego i silne więzi z północą Europy przesądziły o wyborze dalszej ścieżki – kończy pierwszy rok studiów na Uniwersytecie w Uppsali na kierunku "Nordyckie stosunki międzynarodowe i ekonomia polityczna". Bliscy Jagody sugerują, że w przyszłości widzi siebie jako dyplomatkę lub specjalistkę ds. relacji polsko-skandynawskich.

Królewicz Tomasz — spokojna droga dziedzica z prowincji
Obrazek
Syn Marty Wielopolskiej-Gonzaga-Myszkowskiej i Michała II, Tomasz, wyróżnia się spokojem i powściągliwością, które mocno kontrastują z niektórymi członkami jego szerokiej rodziny (z ojcem z na czele). Wychowany częściowo w Pińczowie, ukończył LO im. Śniadeckiego w Kielcach, gdzie uzyskał maturę z bardzo dobrymi wynikami, tak z przedmiotów ścisłych, jak i z historii. Choć nie przysługuje mu tytuł ojczyma – ordynata pińczowskiego – wiele wskazuje na to, że Tomasz szykuje się do kariery akademickiej lub prawniczej. Złożył papiery na prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, deklaruje że interesuje się filozofią prawa i prawem konstytucyjnym. Od kilku lat działa również w lokalnych strukturach młodzieżowych, związanych z ruchem konserwatywnym.

Królewna Aleksandra Anna — między senatorską rodziną a społeczną aktywnością
Obrazek
Najmłodsza z omawianych, Aleksandra Anna, kończy właśnie drugą klasę w II Społecznym LO im. Pawła Jasienicy na Mokotowie. Jej matka, obecna senator i radna Warszawy Diana Kołodziej, zadbała o to, by edukacja córki była zarówno wymagająca, jak i wszechstronna. Aleksandra wykazuje silne zainteresowanie polityką, ruchami miejskimi i prawami kobiet, co sprawia, że coraz częściej jest obecna na młodzieżowych panelach dyskusyjnych. Zapowiedziała, że zamierza rozpocząć studia na kierunku związanym z polityką miejską lub administracją publiczną, w grę wchodzi też SGH lub Sciences Po w Paryżu. W kręgach politycznych niektórzy już żartobliwie nazywają ją „następczynią dynastii senackiej”, nawiązując do pozycji jej matki oraz przyrodniej siostry – księżnej Sandry Hochberg-Pszczyńskiej.


Choć żadne z tych dzieci Michała II nie odgrywa formalnej roli w życiu politycznym monarchii, ich działania budzą zainteresowanie zarówno mediów, jak i opinii publicznej. Wydaje się, że każde z nich – mimo różnych ścieżek i stylów życia – wpisuje się w nowoczesny model młodej arystokracji, łączącej osobistą wolność z dziedzictwem przodków. Królewska krew, choć rozproszona w różnych liniach, nadal przyciąga uwagę.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 24 cze 2025, 15:42

Obrazek
Sprawiedliwość nie jest państwowym monopolem – odpowiedź Franciszka Pałuckiego na krytykę lewicy

Propozycja, która zburzyła święty spokój monopolu

Radykalna Lewica wpadła w furię, gdy zaproponowałem zniesienie państwowego monopolu prokuratury i dopuszczenie prywatnych usług śledczych. „Pałucki chce sprywatyzować sprawiedliwość i sprzedać ją jak towar na targu” – parafrazując jej słowa grzmiała Nadzieja Bańkosz, ostrzegając przed rzekomym chaosem. Bogaci kupią sobie wyroki, a dzieci i emeryci zostaną bez ochrony mówiła. Cóż, czas odpowiedzieć jasno i bez pardonu. Moja propozycja jest prosta: oddać sprawiedliwość ludziom, uwolnić ją od biurokratycznych kajdan. Nie zamierzam sprzedawać sprawiedliwości – chcę zdjąć państwową klapę z jej oczu, by wreszcie mogła działać efektywnie, uczciwie i dla wszystkich, a nie tylko na pokaz.

Państwo traktuje sprawiedliwość jak swój folwark, a obywateli jak petentów w długiej kolejce. Dosyć tego – rynek potrafi lepiej! – piszę te słowa z pełnym przekonaniem, bo wierzę, że wolni ludzie zorganizowani w ramach dobrowolnych instytucji potrafią wymierzać sprawiedliwość skuteczniej niż odgórnie sterowany monopol.

Państwowy monopol kontra otwarty rynek usług prawa

Monopol państwa na prokuraturę to ewenement, który wcale nie gwarantuje sprawiedliwości. Przeciwnie – monopolista ma pokusę lenistwa, nadużycia władzy i ignorowania potrzeb „klientów”, czyli nas, obywateli. Dzisiejsi prokuratorzy to często urzędnicy realizujący polityczne polecenia albo statystyki, zamiast walczyć o interes pokrzywdzonych. Ofiara przestępstwa bywa sprowadzona do roli bezradnego widza, podczas gdy państwowy oskarżyciel może umorzyć sprawę z braku „wystarczających zasobów” albo pójść na ugodę z bandytą dla świętego spokoju statystyki. Czy tak ma wyglądać sprawiedliwość? Lewica powiada, że to „wartość publiczna”. A ja pytam: co to za wartość, którą monopolista rozdaje wedle własnego widzimisię? Gdzie tu podmiotowość obywatela?

Historia uczy, że nie zawsze to państwo goniło przestępców. W XVIII-wiecznej Anglii ciężar ścigania przestępstw brały na siebie ofiary i prywatne osoby – cały system bazował na prywatnych oskarżycielach wspieranych przez dobrowolne stowarzyszenia ścigania przestępców. Brzmi jak anarchia? Bynajmniej – to działało przez dekady. To dzięki takiej społecznej mobilizacji wiele zbrodni nie uchodziło płazem. W tamtym systemie sprawiedliwość była sprawą wspólnoty, a nie tylko urzędniczego gabinetu. Dzisiejsza Polska mogłaby czerpać z tej tradycji, zamiast kurczowo trzymać się scentralizowanego modelu, który nie działa.

Lekcje z rynku: Uber, Spotify i dobrowolne inicjatywy

Krytycy pytają, czy rynek poradzi sobie z tak wrażliwą dziedziną jak wymiar sprawiedliwości. Odpowiadam: popatrzmy na inne obszary, gdzie rozbicie monopolu przyniosło znakomite efekty. Przykład pierwszy z brzegu – transport. Przez lata w miastach królowały korporacje taksówkowe o mentalności “czekaj i płać”. Ileż to razy pasażer słyszał, że taniej i lepiej się nie da. Uber rozbił ten układ w pył – nagle przejazd stał się tańszy, dostępny od ręki, a kierowca stara się o dobrą ocenę. Monopolista wołał: „będzie chaos na drogach!”, ale kierowcy i pasażerowie szybko znaleźli nowy ład, oparty na wzajemnych ocenach i reputacji. Czas oczekiwania spadł, ceny spadły – jakość wzrosła. Czy sprawiedliwość nie zasługuje na podobną rewolucję jakościową?

Spójrzmy na kulturę. Kiedyś istniały monopole dystrybutorów muzyki, państwowe media trzymały łapę na emisji – efektem była szara strefa piractwa i ograniczony dostęp. Potem przyszedł Spotify i pokazał, że innowacyjna usługa prywatna potrafi rozwiązać problem, dać ludziom dostęp do muzyki legalnie, tanio i wygodnie. Cała branża odbiła się od dna: streaming zatrzymał spadek przychodów muzyków i zaczął znów napędzać rozwój rynku. Kto by pomyślał – rynek, odpowiadając na potrzeby ludzi, uratował „wartość publiczną”, jaką jest kultura, przed skutkami topornej kontroli i piractwa.

Wreszcie sektor społeczny: nie brakuje organizacji pozarządowych i stowarzyszeń pro bono, które bez grosza z państwowej kasy dostarczają realnej sprawiedliwości ludziom pokrzywdzonym. Stowarzyszenia takie jak Sosnowieckie Stowarzyszenie Sprawiedliwości Społecznej latami walczą w sądach o prawa lokatorów, wyciągając ich sprawy na światło dzienne i doprowadzając do wyroków przywracających sprawiedliwość. Fundacje prawnicze udzielają darmowej pomocy prawnej najuboższym tam, gdzie państwowy system pomocy odmawia lub nie nadąża. Stowarzyszenie Przeciw Bezprawiu otwarcie mówi: „Oferujemy bezpłatne poradnictwo i nieustannie wspieramy obywateli w walce o sprawiedliwość. Jesteśmy tam, gdzie inni milczą”. Tam, gdzie państwo zawodzi, obywatele sami organizują się, by bronić najsłabszych. To najlepszy dowód, że społeczeństwo potrafi zatroszczyć się o sprawiedliwość oddolnie – często skuteczniej i z większym sercem niż zimna machina urzędnicza.

Mity i obawy lewicy – konfrontacja z rzeczywistością
Lewica wytacza przeciw mnie kilka podstawowych zarzutów. Czas rozwiać te wątpliwości jeden po drugim:

Mit 1: „Sprawiedliwość to wartość publiczna, nie wolno jej poddawać rynkowi.” – Wartość publiczna nie oznacza państwowego monopolu! Czy bezpieczeństwo żywności nie jest wartością publiczną? A jednak nikt rozsądny nie proponuje państwowego monopolu piekarni czy sklepów spożywczych. Przeciwnie – właśnie dlatego, że jedzenie jest tak ważne, powstał bogaty rynek zapewniający nam chleb lepszy i tańszy niż gdyby piekł go jeden państwowy moloch. Podobnie ze sprawiedliwością: im cenniejsza, tym bardziej wymaga zaangażowania wielu sił społecznych, konkurencji pomysłów i metod. Rząd nie ma monopolu na moralność ani na rację. Jak celnie ujął to Ron Paul, „Freedom is not defined by safety. Freedom is defined by the ability of citizens to live without government interference.” – wolność (a sprawiedliwość jest jej częścią) to życie bez wszechkontroli państwa. Nie potrzebujemy fikcyjnego „bezpiecznego” światka pod kloszem urzędników; tylko społeczeństwo wolnych ludzi, choć mniej przewidywalne, może być naprawdę sprawiedliwe.

Mit 2: „Będzie nierówność – bogaci kupią sobie lepszą sprawiedliwość, a biednych nie będzie stać.” – Ten argument brzmi jak ponury żart, bo czyż dziś biedni mają równy dostęp do sprawiedliwości? Spójrzmy prawdzie w oczy: bogatszy już teraz zatrudni sztab drogich adwokatów, prywatnych detektywów, wywrze naciski polityczne – i często uchodzi mu więcej. Biedny zaś czeka miesiącami, aż prokurator łaskawie zajmie się jego sprawą, a w sądzie dostaje obrońcę z urzędu przeciążonego setką podobnych przypadków. To jest ta równość? W modelu, który proponuję, konkurencja obniży koszty usług śledczych i prawnych, tak jak konkurencja na rynku telekomunikacji sprawiła, że dziś nawet niezamożni mają smartfony, o jakich bogacze 20 lat temu mogli pomarzyć. Prywatne firmy śledcze będą rywalizować o reputację skutecznych i uczciwych – być może będą oferować abonamenty czy ubezpieczenia prawne dostępne dla przeciętnego obywatela, które zapewnią wsparcie w dochodzeniu sprawiedliwości, gdy zajdzie potrzeba (istnieją już dziś polisy pokrywające koszty pomocy prawnej). Poza tym organizacje non-profit i fundacje mogą wspierać tych naprawdę ubogich – tak jak dziś czynią to prawnicy pro bono. Zamiast obecnej fasady równości, dostaniemy realne szanse: kto pokrzywdzony, ten znajdzie pomoc na rynku albo w sektorze społecznym, a nie odbije się od drzwi prokuratury.

Mit 3: „Prywatne śledztwa zagrożą dzieciom i seniorom, bo firmy nie będą się nimi przejmować – liczy się zysk, nie dobro słabszych.” – Argument odwołujący się do naszych emocji, ale zupełnie chybiony. Po pierwsze, nikt nie mówi, że z dnia na dzień zniknie policja czy instytucje publiczne – one nadal mogą działać, jeśli okażą się konkurencyjne. Po drugie, firmy na wolnym rynku dbają o reputację. Żadna agencja detektywistyczna ani kancelaria nie chce być okrzyknięta tą, która ignoruje sprawy np. skrzywdzonych dzieci. Presja społeczna i medialna w wolnym społeczeństwie to potężna siła – firma, która odmówi pomocy ofierze tylko dlatego, że ta jest biedna lub słaba, szybko narazi się na bojkot i zniknie z rynku. Po trzecie, już dziś istnieją liczne fundacje chroniące dzieci i seniorów, które z pewnością w otwartym systemie wymiaru sprawiedliwości zyskają jeszcze większe pole do działania. Prywatne czy społeczne inicjatywy mogą specjalizować się w ochronie najsłabszych – np. fundusze powiernicze finansujące ściganie przestępstw wobec dzieci, organizacje seniorske ścigające naciągaczy żerujących na emerytach itd. Dlaczego zakładać, że w wolnej Polsce ludzie nagle stracą serce? To raczej państwowa biurokracja nie ma serca, zasłania się procedurami i zostawia ofiary same sobie. Społeczeństwo obywatelskie ma serce – co widzimy już teraz w akcjach charytatywnych, zbiórkach na leczenie, pomocach prawnych pro bono.

Mit 4: „Zapanuje chaos regulacyjny i bezprawie – każdy będzie miał własną policję, własny kodeks!” – To klasyczny straszak, który nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Czy wprowadzenie konkurencji oznacza brak zasad? W żadnym razie. Prawo nadal obowiązuje to samo – różnica polega na tym, kto je egzekwuje. Państwo może (a nawet powinno) w takiej reformie pełnić rolę arbitra ostatniej instancji, ustanawiać ramy prawne i licencje minimalne dla podmiotów śledczych, tak by spełniały standardy. Ale w tych ramach może działać wiele podmiotów, tak jak wiele banków działa w jednym systemie finansowym czy wiele szkół (publicznych i prywatnych) realizuje jedną podstawę programową. Czy mnogość szkół oznacza „chaos edukacyjny”? Nie – to raczej wzbogacenie oferty. Podobnie będzie z wymiarem sprawiedliwości: normy prawne są wspólne, lecz ich egzekwowaniem zajmują się różne agencje. Jeśli dwie agencje weszłyby w spór kompetencyjny, rozstrzyga niezależny sąd – dokładnie tak samo, jak obecnie rozstrzyga spory kompetencyjne między różnymi organami państwowymi. Tyle że sądy też mogłyby być częściowo prywatne lub arbitrażowe, co już się dzieje na polu gospodarczym (sądy arbitrażowe rozstrzygają spory firm z różnych jurysdykcji i jakoś świat się od tego nie zawalił). Chaos nie wynika z pluralizmu, lecz z braku jasnych reguł. Reguły możemy ustanowić – np. obowiązek rejestrowania agencji śledczych, standardy dowodowe, kodeks etyczny – a potem pozwolić im działać. Porządek wyłaniający się oddolnie bywa zdrowszy niż narzucony centralnie. Rynek jest w istocie otwartą siecią usług, gdzie współpraca i konkurencja tworzą spontaniczny ład – jak powiedział Javier Milei: „Rynek to proces odkrywania, gdzie kapitaliści znajdują właściwą drogę, dostosowując się do potrzeb ludzi. Gdy państwo im przeszkadza, niszczy te procesy i dławi postęp”. Nie bójmy się więc otwartości – bo większy pluralizm to mniejsze pole dla układów, korupcji i zaniedbań.

Wizja wolności: od Rothbarda i dalej polską drogą

Moje poglądy nie biorą się znikąd. Czerpię z najlepszych tradycji myśli wolnościowej. Murray Rothbard już dekady temu dowodził, że wszystko, co robi państwo, sektor prywatny zrobi efektywniej – dotyczy to także bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości. To Rothbard nazwał państwo „zorganizowanym rabunkiem na wielką skalę”, bo państwowy monopol utrzymuje się z przymusowego odbierania nam pieniędzy (podatków), a potem świadczy nam usługi takie sobiej jakości. Ron Paul – lekarz, kongresmen, libertarianin – przestrzegał, że „kiedy oddajemy rządowi władzę decydowania za nas... de facto uznajemy, iż państwo jest właścicielem nas samych”. On także przypomina, że bezpieczeństwo oferowane przez rząd za cenę wolności to iluzja: „Government cannot create a world without risks... Only a totalitarian society would even claim absolute safety as a worthy ideal”. Nasza polska lewica właśnie taki totalny fetysz bezpieczeństwa wyznaje – w imię „bezpieczeństwa” gotowa odmówić nam prawa do decydowania o własnym życiu i własnej sprawiedliwości. Javier Milei, współczesny argentyński libertarianin i reformator, trafnie zauważa: „Państwo niczego nie tworzy, państwo niszczy. Nic nam nie może dać, bo samo nic nie produkuje – a gdy próbuje, robi to marnie”. Czyż polski wymiar sprawiedliwości nie jest żywym dowodem tych słów? Wolny rynek to nie znaczy brak zasad – to zasady uzgadniane dobrowolnie. Milei przyrównuje rynek do procesu współpracy społecznej – i tak właśnie widzę przyszłość polskiej sprawiedliwości: jako współpracę społeczną wielu podmiotów, w miejsce skostniałego monopolu.

Moja wizja jest wyrazista i jednoznaczna. W sprawiedliwości, tak jak w gospodarce, komunikacji czy kulturze, monopol państwowy prowadzi do stagnacji, nadużyć i nepotyzmu. Konkurencja i dobrowolność dają bodźce do poprawy jakości, upraszczają procedury, zmuszają do szacunku wobec „klienta”, którym tu jest obywatel szukający sprawiedliwości. Nie ma powodu, by akurat prokuratura była świętą krową poza logiką wolnego wyboru. Nie dajmy się zastraszyć krzykom o „chaosie” – to stary chwyt monopolistów, którzy każdą zmianę malują jak koniec świata. Państwowy aparat boi się konkurencji, bo wie, że przy zderzeniu z energią wolnych ludzi wypadnie blado.

Państwo jako sługa, nie pan

Na koniec pragnę podkreślić: nie proponuję niczego, co zabrałoby komukolwiek prawo do szukania sprawiedliwości – wręcz przeciwnie, chcę te prawo przywrócić obywatelom. Państwo w mojej wizji przestaje być panem-dyspozytorem łaski sprawiedliwości, a staje się sługą, strażnikiem ram, w których społeczeństwo samo tę sprawiedliwość realizuje. To zmiana ideowa: od kolektywizmu do indywidualnej podmiotowości. Lewica wierzy w przymus i centralizm – ja wierzę w wolność i oddolny ład. Sprawiedliwość nie może być własnością państwowej kasty. Nadszedł czas, by oddać ją ludziom. Kto naprawdę ufa społeczeństwu, ten poprze mój postulat zniesienia monopolu prokuratury. Reszta niech krzyczy o chaosie – historia pokaże, że to wolność, a nie państwowy dyktat, rodzi ład i sprawiedliwość. „Don’t steal – the government hates competition!” – głosi słynny cytat przypisywany Ronowi Paulowi. Pozwólmy więc wreszcie wejść konkurencji w obszar, który państwo dotąd zawłaszczyło. Nie bójmy się wolności w wymiarze sprawiedliwości. Tylko wtedy prawo naprawdę będzie służyć ludziom, a nie odwrotnie. Vivat wolny rynek sprawiedliwości! To nie utopia – to droga do prawdziwie sprawiedliwego, wolnego społeczeństwa.

Franciszek Pałucki

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 25 cze 2025, 11:31

Obrazek
Miasta pod presją migrantów

Obrazek

Warszawa, Poznań, Radom, Nowy Targ – Są w każdym mieście. W parkach, na dworcach, w szpitalach, pod szkołami, w barach z kebabem i w nocnych klubach. Oficjalnie – migranci. Nieoficjalnie – coraz częściej uczestnicy „alternatywnego obiegu”. Polska roku 2040 zmienia się szybciej, niż nasze władze myślą. Przed nami nowa mapa kraju: miast podzielonych na strefy, społeczności równoległe, rosnące napięcie.

Na warszawskim Bródnie patrole policyjne przyspieszają, kiedy zapada zmrok. – Na parkingu pod blokiem stoi 11 samochodów na czeczeńskich blachach. "Nie znam nikogo, kto tam mieszka" – mówi pani Maria, emerytowana nauczycielka. – "Wczoraj pobili chłopaka z trzeciego piętra, bo nie chciał dać im zapalniczki."

Młode kobiety unikają spacerów po zmroku. W parku Bródnowskim, jeszcze kilka lat temu pełnym rodzin, teraz grupy uzbeckiej młodzieży palą shishę i handlują. Jak podaje policja, w ciągu ostatnich 6 miesięcy liczba przestępstw z udziałem cudzoziemców w dzielnicy wzrosła o ponad 100%.

W Poznaniu na Jeżycach, przy ul. Dąbrowskiego, działa nieformalna apteka prowadzona przez Azerów. Działa 24/7. Bez koncesji. – Wszystko się kupi. Antybiotyki, sterydy, nawet opioidy – mówi jeden z mieszkańców. – Policja? Byli raz, wyszli.

Rzecznik wojewody podkreśla, że migranci "wypełniają luki w kluczowych zawodach". W rzeczywistości tylko 6% nowo przybyłych wykonuje zawody takie jak lekarz, pielęgniarka czy wykwalifikowany technik. Większość pozostaje poza systemem lub w szarej strefie. Wielu trafia do gangów etnicznych: gruzińskich, kirgiskich, senegalskich.

W Radomiu rosnące napięcia przekształcają się w otwarty bunt. W lutym mieszkańcy osiedla Planty zorganizowali blokadę drogi przeciwko działalnościom gangów. "Mamy dosyć. Tu nie ma już polskich sklepów. Same kebaby, wymiana walut i ciemne interesy." - mówią mieszkańcy.

Miasto rejestruje skokowy wzrost przestępstw: napady, wymuszenia, śledzenie dzieci wracających ze szkół. Policja przyznaje, że działają tu trzy konkurencyjne grupy przestępcze – czeczeńska, gruzińska i egipska – które dzielą miasto jak terytorium.

Najbardziej dramatyczna sytuacja panuje w Nowym Targu. Miasteczko u stóp Tatr nie poradziło sobie z falą migracyjną. Szkoły pękają w szwach, a mieszkańcy zgłaszają coraz więcej przypadków przemocy, napaści i kradzieży.

"My nie mamy nic do kolorów skóry. Ale jak idę z wnuczką przez centrum i mija mnie pięciu obcych facetów, to czuje się jak w obcym państwie" – mówi pan Franciszek. – "Ci ludzie nie uciekli przed wojna. Przyjechali tu robić swoje interesy."

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 25 cze 2025, 11:33

Obrazek
Lewica na lodzie, czyli władza, fetysze i ideologia
Obrazek

Trudno uwierzyć, że jeszcze dekadę temu senator Rzeczypospolitej kojarzył się z powagą, troską o dobro wspólne i jakimś minimum godności. Dziś – dzięki „nowej fali lewicy” uległo to zmianie – wystarczy spojrzeć na zdjęcie Nadziei Bańkosz z najnowszej kampanii Radykalnej Lewicy, by poczuć, że coś w IV RP pękło.

Bańkosz, wywodząca się ze struktur skrajnie lewicowych i znana z sympatii do tzw. „antyfaszystowskich bojówkarzy” pokroju tych, którzy napadali na Marsze Niepodległości, zaprezentowała się w skórzanym stroju rodem z katalogu „fetish couture”, przy drabinie wetkniętej w kupkę lodu. Całość miała rzekomo symbolizować „łamanie patriarchalnych hierarchii” i „przejęcie przestrzeni politycznej przez emancypacyjne ciało kobiety”. Czyli – mówiąc po ludzku – prowokację mającą przykryć programową pustkę i ideologiczną obsesję tej nowej formacji.

Wydaje się, że chodzi nie tyle o konkretne postulaty (które często są absurdalne – likwidacja Senatu, dochód bezwarunkowy), co o wywoływanie awantur i przesuwanie granic debaty publicznej. Hasło akcji, #ToJestMojeMiejsce, pojawiło się m.in. w kontekście RadLew-owskiej „alternatywnej parady równości”, happeningów na terenie zabytków oraz pikiet pod siedzibami sądów. W tle: ideologiczna walka o interpretację przestrzeni publicznej – z wyraźnym motywem odrzucenia tradycji, religii, porządku prawnego i, rzecz jasna, rodziny.

Warto przypomnieć, że RadLew, mimo obecności w parlamencie, nie ukrywa swoich ideowych korzeni – odwołania do trockizmu czy wręcz „rewolucji seksualnej” rodem z maja ’68 są u nich na porządku dziennym. Nieprzypadkowo członkinie tej formacji mówią wprost o „odczarowywaniu wstydu” i „performansie oporu”. Można to interpretować jako postmodernistyczne bełkotanie – ale młodsze pokolenia najwyraźniej tego słuchają.

Zastanawia też, na ile wizerunek Bańkosz w roli dominującej postaci ze stylizacji sadomasochistycznej (bo przecież nie chodziło tu o kostium z Teatru Narodowego) ma coś wspólnego z emancypacją kobiet, a na ile jest po prostu efekciarską pozą, szytą pod klikalność i prowokację. I czy naprawdę miejsce senatora to środek performansu z drabiną i lodem? Czy może jednak ława w izbie wyższej – z pełną odpowiedzialnością za słowa, ubiór i działania?

Bo jeśli polityka ma się zamienić w galerię estetycznych szoków i egzystencjalnych haseł z Instagrama, to może niebawem każdy projekt ustawy będzie poprzedzany artystycznym występem. Najlepiej z hasztagiem.

Komentarze naszych czytelników z Internetu:
AnnaK76
„To już nie polityka tylko teatrzyk absurdu... W latach 80. moi dziadkowie walczyli o wolną Polskę, a dziś ich prawnuki mają senatora w obroży i lateksie. Coś poszło bardzo nie tak.”

ZbyszekPatriota
„Oni serio myślą, że zniszczą Kościół, rodzinę i historię za pomocą drabiny i lodu? Prędzej się poślizgną.”

Paweł_Wawa_PL
„To już nie jest śmieszne. Jeśli to ma być przyszłość polskiego parlamentaryzmu, to chyba czas uciekać na wieś i hodować ziemniaki.”

@MartaKOMUcha
„Tak wygląda nowa elita: w bieliźnie na konferencji prasowej. Kiedyś senatorem był profesor prawa, dziś wystarczy latex i Insta.”

Janek_antykomuch
„Czy Nadzieja Bańkosz to nie jest ta sama, co biegała po demonstracjach z flagą Związku Radzieckiego? Tylko pytam.”

Stefan_Wujo
„No i po co ta drabina? Żeby zejść z poziomu powagi do poziomu TikToka?”

Rogaty_Patriota
„Akurat Bańkosz wygląda jakby przyszła na zlot dominek z Berlina, a nie na sesję senacką. Ale może o to chodzi — dominować, tylko nie przez merytorykę.”

@tata_z_Kalisza
„Lód stopnieje, drabina się przewróci, a Polska przetrwa. Byle jeszcze dzieci tego nie oglądały.”

Zgryźliwy Marian
„Czy drabina symbolizuje, że jeszcze nie dotarła na szczyt absurdu czy że już z niego spadła?”

Basia_legionowo
„A jakby tak prawicowy senator zrobił sesję w szelkach i pończochach to byłby hejt, nagonka i TVN24 na żywo z oburzeniem. Ale lewicy wolno wszystko.”

kuba_k
„Jeszcze chwila i RadLew wprowadzi ustawę, że każdy minister musi mieć konto na OnlyFans i profil artystyczny na TikToku. #ToJestMojeMiejsce :lol:


Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 28 cze 2025, 16:22

Obrazek
"Państwo kontra Kobieta” – kampania billboardowa, która uderza w samo serce debaty o prawach kobiet
Obrazek

Od dziś na ulicach największych polskich miast – Warszawy, Krakowa, Poznania, Wrocławia i Gdańska – nie sposób nie zauważyć dramatycznych czarno-białych billboardów z prostym, porażającym przekazem. Kampania „Państwo kontra Kobieta” rozpoczęła się bez fanfar, ale już po kilkunastu godzinach zdążyła wywołać gorącą debatę.

Prawda, która boli – billboardy, które krzyczą ciszą

W serii głównych billboardów dominuje jedno: ekstremalne emocje i ascetyczna forma. Każdy plakat to jedno czarno-białe zdjęcie – portret kobiety w sytuacji granicznej. Brak koloru tylko pogłębia niepokój. Obok: jedno zdanie. Bez nazwisk. Bez dat. Ale z ciężarem rzeczywistości, której nie da się wyprzeć:

„Bała się, że umrze. Lekarz też się bał. Zmarła.”
* „Rzeczpospolita Polska: strażnik płodów, kat kobiet.”
* „To nie jest dystopia. To Konstytucja RP.”


Organizatorzy kampanii tłumaczą, że inspiracją były prawdziwe historie kobiet – takich jak Izabela z Pszczyny, Agnieszka z Częstochowy, Dorota z Nowego Targu – których życie zakończyło się na skutek braku legalnego dostępu do aborcji lub strachu lekarzy przed odpowiedzialnością karną.

Konstytucja w ogniu krytyki – „Usuńmy ten błąd”

Jedna z najbardziej komentowanych wersji to billboard z cytatem z art. 37 ust. 1 Konstytucji RP, w którym czerwonym przekreśleniem zaznaczono słowa: „od momentu poczęcia”. Obok napis:

„Usuńmy ten błąd. Naprawmy Konstytucję.”

To bezpośredni apel o zmianę kontrowersyjnego zapisu, który – zdaniem organizatorów – tworzy konstytucyjny fundament dla opresyjnego prawa, które odbiera kobietom podstawowe prawo do decydowania o swoim ciele i zdrowiu.

Sztuka, która protestuje

Do akcji dołączyły również artystki i kolektywy queer-feministyczne, takie jak Zofia Krawiec czy Kolektyw Siostry, które przygotowały alternatywne wizualne interpretacje Konstytucji jako narzędzia przemocy. W formie kolaży, performatywnych haseł i symbolicznych przekształceń godła państwowego, billboardy te mówią językiem sztuki i gniewu.

Billboard Zofii Krawiec przedstawia sylwetkę kobiety oplecionej paragrafami – napis: „Prawo mówi: nie twoje ciało.”

W innym projekcie, widzimy zniekształcone kontury Polski jako macicę z zaciśniętą pięścią do wewnątrz – podpis: „Wolność to nie ciąża przymusowa.”

Polityczny kontekst: konstytucyjny bunt u bram

Choć organizatorzy nie wskazują wprost afiliacji politycznych, akcja zbiegła się z inicjatywą Radykalnej Lewicy zmiany art. 37 Konstytucji, którą popierają też posłanki i posłowie z innych progresywnych środowisk parlamentarnych oraz liczne organizacje kobiece. Kampania billboardowa ma być impulsem do debaty, ale też ostrzegawczym sygnałem dla klasy politycznej, że dalsze unikanie tematu aborcji jest formą współudziału w systemowym okrucieństwie.

Głosy z ulicy

„To plakat, którego nie można zignorować. Przypomniał mi o Dorocie. O tym, że to nie są abstrakcje” – mówi jedna z przechodzących obok kobieta w Warszawie.

„Mocne. Ale potrzebne. Wreszcie ktoś mówi wprost, co robi państwo z kobietami” – dodaje inna, w Krakowie.

„To nie kampania – to krzyk”

Organizatorki akcji zapowiadają, że to dopiero początek. Planowane są działania performatywne i uliczne, których celem będzie „odzyskanie konstytucji” jako dokumentu praw człowieka, a nie instrumentu religijno-politycznej kontroli.”

Kampania trwa. A ulice – mówią głośniej niż kiedykolwiek.

Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 28 cze 2025, 16:28

Obrazek
Echa imprezy w Pałacu Myślewickim
List oburzonej czytelniczki Kuriera stołecznego
Szanowna Redakcjo,

Z ogromnym zdziwieniem i niesmakiem przeczytałam Państwa relację z tzw. „imprezy królewicza Bartłomieja” w Pałacu Myślewickim. Czy naprawdę nikt już nie pamięta, że monarchia to nie tylko dekoracja historyczna, ale żywa instytucja, która powinna świecić przykładem? Tymczasem z okien królewskiego pałacu wyglądały kobiety ubrane jak z teledysku industrialno-metalowego zespołu, w strojach, które bardziej pasowałyby do nocnego klubu niż do zabytkowego wnętrza o wielowiekowej historii.

Nie jestem wrogiem młodzieżowej ekspresji, ale czy Pałac Myślewicki nie zasługuje na większy szacunek? Czy naprawdę musimy patrzeć, jak tradycje Nocy Kupały, słowiańskie, piękne i radosne, mieszane są z estetyką mroku, lateksu i fishnetów?

Zadaję sobie też pytanie: co z monarchią jako instytucją narodową? Jak dzieci mają rozumieć majestat króla, skoro jego syn organizuje zamknięte sabaty w stylu „Midsommar spotyka TikToka”?

Z wyrazami troski,
Krystyna Szulc, emerytowana nauczycielka, Warszawa-Wilanów


Wypowiedź eksperta od etykiety i protokołu dworskiego
dr hab. Olgierd Zarembski, specjalista od ceremoniału i etykiety dworskiej:

„Nie znamy szczegółów przebiegu imprezy, a więc musimy powstrzymać się od ferowania wyroków. Niemniej jednak, estetyka uczestników i uczestniczek, widoczna na publicznie dostępnych zdjęciach, rzeczywiście wykracza poza kanon przyjęty na wydarzeniach o charakterze reprezentacyjnym. Pałac Myślewicki, jako obiekt historyczny niesie ze sobą pewien bagaż znaczeń – a także obowiązek godnego zachowania. Oczywiście, książę brzeski Bartłomiej nie jest królem, ale reprezentuje rodzinę królewską, i jego wybory – również towarzyskie – wpływają na wizerunek całej instytucji.”


Komentarz redakcji „Dworskiego Życia”

Impreza zorganizowana przez księcia Bartłomieja w Noc Świętojańską wzbudziła emocje – od zachwytu po oburzenie. Nie pierwszy to raz, gdy młodsze pokolenie rodu Ajna zaskakuje opinię publiczną, ale tym razem atmosfera była wyjątkowo gęsta. Przez wieki Dwór bywał areną flirtów, maskarad, a nawet skandali – ale wszystkie one miały swoją strukturę, formę i kod. Tymczasem królewicz Bartłomiej zdaje się próbować nowej formuły – łączącej ezoterykę, kontrkulturę i słowiańskie echa z nastrojem postklubowym.

Czy to nowoczesna wersja neodworu – otwartego na różnorodność, zrywającego z etykietą? A może objaw niekontrolowanej dekadencji i zacierania się granic między sacrum a profanum? Trudno nie zauważyć, że alternatywki, które zawitały na imprezę w Pałacu Myślewickim, nie były jedynie ozdobą. Ich obecność – wyrazista, zmysłowa, trochę prowokacyjna – wydaje się mieć charakter symboliczny: to manifestacja nowej tożsamości. Tożsamości, który szuka... ale czego?


Sonda uliczna
"Wreszcie coś świeżego i nie z muzeum!" - Alicja, 27 lat, projektantka graficzna z Warszawy:

"Szczerze? Super, że książę Bartłomiej zaprosił alternatywki na imprezę w Pałacu. One wyglądają genialnie – stylowe, odważne, a jednocześnie trochę baśniowe. Jak z jakiegoś gotyckiego święta przesilenia. To nie była przecież żadna oficjalna uroczystość, tylko prywatna zabawa w Noc Kupały, więc naprawdę – nie rozumiem tego oburzenia.

To właśnie pokazuje, że monarchia może być awangardowa, że nie utknęła w jakimś XIX wieku. Widać, że Bartłomiej ma kontakt z dzisiejszym światem, z estetyką młodych ludzi, z kulturą alternatywną. I dobrze! Wolę to niż kolejne nudne zdjęcie kogoś w muszce i z orderem. Monarchia, która się zmienia, to monarchia, która przetrwa."


Wypowiedź księżnej Małgorzaty (nieautoryzowana)

„Tak, widziałam zdjęcia. Nie mam zwyczaju komentować prywatnych decyzji mojego męża – od lat pozwalamy sobie na dużą autonomię, także towarzyską. Ale nie ukrywam, że Pałac Myślewicki ma dla mnie znaczenie sentymentalne i... może symboliczne. Dlatego trochę mnie boli, gdy zamienia się go w scenografię do sesji alternatywek w rajstopach z dziurami. Choć rozumiem, że dziś duch romantyzmu przybiera inne kształty. Bartłomiej zawsze miał słabość do mroku – czy to w sztuce, czy w kobietach. Ja mam do niego słabość od lat. To wszystko, co mam do powiedzenia.”


Oświadczenie Księżnej Małgorzaty Martens-Ajny
Brzeg, 24 czerwca 2040 r.

W związku z opublikowaniem przez niektóre media mojej prywatnej, nieautoryzowanej wypowiedzi, która miała charakter nieformalny i została przedstawiona bez mojej zgody, pragnę wyrazić głębokie ubolewanie, że doszło do naruszenia zasad etyki dziennikarskiej i zaufania, jakim obdarzyłam rozmówczynię.

Podkreślam, że nie komentuję publicznie prywatnych aktywności mojego męża, księcia Bartłomieja. Nasze życie prywatne, choć często poddawane obserwacji, pozostaje naszą osobistą sprawą. Przedstawiona w mediach wypowiedź została wyrwana z kontekstu i zmanipulowana w sposób, który sugeruje dystans lub dezaprobatę – co jest nieprawdą.

Pałac Myślewicki to miejsce o wyjątkowym znaczeniu dla naszej rodziny, a każda inicjatywa związana z jego ożywieniem – również w nowoczesnej formie – zasługuje na rzeczową dyskusję, a nie sensacyjny ton.

Proszę o uszanowanie naszej prywatności i powstrzymanie się od dalszego rozpowszechniania nieautoryzowanych treści.

Małgorzata Martens-Ajna
Księżna Brzeska


Oświadczenie królewicza Bartłomieja Martens-Ajny
Brzeg, 25 czerwca 2040 r.

Szanowni Państwo,

W związku z licznymi komentarzami, spekulacjami i analizami dotyczącymi wydarzenia, które miało miejsce w nocy z 21 na 22 czerwca w Pałacu Myślewickim, pozwalam sobie zabrać głos – nie jako przedstawiciel rodziny królewskiej, ale jako obywatel i człowiek.

Noc Kupały to święto światła i zmysłów, symbolicznego przejścia, wspólnoty i przemiany. Postanowiłem spędzić je w gronie osób, które reprezentują wrażliwość i odwagę – estetyczną, emocjonalną, a często również społeczną.

Goście tej nocy nie byli przypadkowi. Byli to ludzie, którzy na co dzień tworzą kulturę niezależną, stawiają pytania o ciało, tożsamość, bliskość i sprawiedliwość. Ich obecność w przestrzeni pałacowej – tej, która przez wieki była zamknięta dla tego typu głosów – uważam za gest dialogu.

Nie było moją intencją prowokować. Ale też nie zamierzam się tłumaczyć z potrzeby kontaktu z tym, co żywe, autentyczne, czasem niedoskonałe – a przez to prawdziwe.

Dziękuję tym, którzy w tej nocy zobaczyli nie tylko estetyczny eksperyment, ale też możliwość spotkania. Zawsze byłem przekonany, że tradycja nie polega na skostnieniu – lecz na gotowości do jej reinterpretacji.

Jeśli Pałac Myślewicki otworzył się na inne światła niż zwykle – niech to będzie zaproszenie, nie zagrożenie.

Z wyrazami szacunku,
Bartłomiej Martens-Ajna,
książę brzeski


Administrator
Administrator
Posty: 24076
Rejestracja: 19 kwie 2015, 13:04

Re: Prasa

Postautor: Administrator » 28 cze 2025, 22:04

Obrazek
Alternatywki, absynt i czerwone wstążki. Co naprawdę działo się w Noc Kupały z udziałem królewicza?!

Pałac Myślewicki, 21/22 czerwca 2040 – Czy rodzina królewska wpadła w sidła okultystycznej sekty? Czy królewicz Bartłomiej Martens-Ajna padł ofiarą lewicowego czaru? Z każdą godziną na jaw wychodzą nowe, SZOKUJĄCE szczegóły sabatu, który odbył się za zamkniętymi drzwiami zabytkowej rezydencji w Łazienkach.

Tajemnicze kobiety, czarne peleryny i... taniec masek
Według naszych źródeł – i nagrań, które znikają z sieci szybciej niż się pojawiają – w nocy z piątku na sobotę Pałac Myślewicki zmienił się w scenę osobliwego rytuału. Kobiety o alternatywnym wyglądzie, ubrane w siatki, lateksy i gotyckie gorsety, pojawiły się u boku królewicza. Niektóre z nich miały na sobie naszyjniki z runami, inne trzymały w dłoniach... czerwone jabłka i kielichy z nieznanym napojem.

- To wyglądało jak coś między sabatem a castingiem do nowego serialu HBO — mówi nam anonimowy uczestnik obsługi pałacowej.

Polityczne czary? Kto za tym stoi?!
Redakcja „Detektywa” ustaliła, że część z obecnych kobiet to aktywistki związane z RadLew, czyli skrajnie lewicowym ruchem, którego działacze znani są z organizacji protestów klimatycznych, happeningów antykapitalistycznych i kontrowersyjnych performance’ów artystycznych.

Kobiety, których zdjęcia obiegły sieć to:

Liliana Strzębska (27 l.) — performerka znana z pokazu, podczas którego przykuła się łańcuchem do figury anioła na Placu Zbawiciela, domagając się „zseksualizowania przestrzeni publicznej”.

Marika Ławniczak (24 l.) — lokatorska agitorka i autorka projektu „Klatka to też scena”, w którym występowała w przezroczystym płaszczu przeciwdeszczowym przed kamienicami objętymi eksmisją.

Czy to przypadek, że te same nazwiska pojawiały się niedawno w kontekście lobbingu na rzecz delegalizacji własności prywatnej w segmencie mieszkaniowym?!

Senatorski Klub Dworski pod wpływem?!

Bartłomiej Martens-Ajna, formalnie przewodniczący Senatorskiego Klubu Dworskiego, od niedawna wzbudza kontrowersje swoim zamiłowaniem do „awangardy”. Jednak ta noc może przejść do historii jako początek końca dworskiego decorum.

Czy uczestniczki „alternatywnej nocy” prowadziły z królewiczem rozmowy o... uspołecznieniu instytucji monarchii? Czy rytualne „rozwiązywanie czerwonych wstążek” to symbol politycznego rozpętania nowej ery?

Co działo się w ogrodzie?

Jak ustalili nasi informatorzy, po północy w ogrodzie odbył się „taniec masek”, w którym uczestnicy – odziani jedynie w peleryny – mieli oddać się rytuałom wyzwolenia. Co dokładnie to oznacza? Oficjalnie: „symboliczne przejście ku wspólnocie i równości”. Nieoficjalnie: masowy flirt inspirowany pogańskimi orgiami!

Wiemy, że to brzmi nieprawdopodobnie. Ale nie takie rzeczy działy się już w Łazienkach po zmroku...


Wróć do „Wiadomości z kraju”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości