Luna, czyli linia żeńska. Portret z przodkiniami
„Nie jestem córką ojca. Jestem ścieżką, którą przeszły kobiety, kiedy nikt nie patrzył.”
— Luna, w rozmowie z autorkąTo była jedna z najbardziej komentowanych scen Nocy Kupały: w sali kolumnowej Pałacu Myślewickiego, pośród dymu z białej szałwii i świateł odbitych od lustra, pojawiła się Ona — w ciemnej sukni z lnu, z nagimi ramionami, których nie zakrywały żadne herby. Weszła bez zapowiedzi, zasiadła wśród gości, a potem — przy jednym z utworów granych na skrzypcach wzniosła kielich i zaintonowała pieśń, której słów nikt spośród obecnych nie znał.
Jagoda Nawrocka, znana szerzej jako Luna, pojawienie się w przestrzeni książęcego pałacu potraktowała jak rytuał zawłaszczający: ciałem, gestem i obecnością wykraczała poza protokół. Czy to tylko artystyczny gest? Czy raczej precyzyjnie zaplanowana interwencja w symboliczną strukturę władzy?
Sama Luna milczy. A zamiast wywiadów, proponuje opowieść.
Córka Marianny, wnuczka KrystynyJej prawdziwe imię to Jagoda Aniela Nawrocka. Artystka performatywna, terapeutka ciała, postać z pogranicza sztuki, duchowości i niejawnych kręgów kobiecej polityczności.
Urodzona w Gdyni, wychowana na kaszubskim pograniczu, Jagoda od najmłodszych lat była otaczana przez kobiece opowieści. Jej matka, Marianna Nawrocka, była jedną z inicjatorek pierwszych kręgów kobiet na Pomorzu — spotkań pod gołym niebem, podczas których śpiewano, przygotowywano napary z szałwii i pokrzywy, a także tańczono w rytm bębnów. „Ciało to portal” — mówiła Marianna. Luna do dziś powtarza te słowa jak mantrę. Marianna należała do tzw. „drugiej generacji nowej duchowości” — kobiet, które łączyły kontrkulturowe dziedzictwo lat 90. z rekonstrukcjami pogańskich rytuałów. Uczyła się m.in. u wiedźm ukraińskich, brała udział w sabatach nad Niemnem, prowadziła ceremonie nowiu i pełni na terenie Kaszub i Żuław.
Matka Marianny, Krystyna, uczestniczyła w podziemnych kołach teozoficznych i antropozoficznych. Prowadziła „zielnik kobiecy” — rękopiśmienne archiwum, w którym notowała podania, zaklęcia, przepisy lecznicze, a także sny, przekazy i tzw. nawiedzenia. Zielnik został częściowo skonfiskowany przez Służbę Bezpieczeństwa, ale przetrwał w ukryciu, częściowo zdeponowany w prywatnej bibliotece jednej z żeńskich wspólnot pod Olsztynem.
To właśnie ten zielnik, jak mówi Luna, „odmówił jej życia w świecie liniowym”.
Dziewczyna z nieliniowego drzewaLuna lubi powtarzać, że nie pochodzi „z ojcowskiego świata”, mimo że jej biologicznym ojcem był Antoni Nawrocki, opozycjonista z lat 80., późniejszy eseista i tłumacz mistyków hinduskich. Utrzymywał z Marianną związek przez kilka lat, jednak w dokumentach i we wspomnieniach Luny zajmuje on miejsce raczej jako „patron narodzin” niż rodzic w sensie strukturalnym.
W swoich performensach Luna często przywołuje Magdalenę Nehring, kobietę spaloną za czary w końcu XVIII wieku na terenie dzisiejszego Gdańska. Jej imię pojawia się w pieśniach, którymi Luna kończy niektóre rytuały: „Magdaleno, która z popiołu wróciłaś, w nas jest twoje ognisko.”
Jagoda Nawrocka, znana jako Luna, wywodzi się z linii kobiecej, którą niektórzy badacze określiliby jako "
kult matki–przewodniczki" – z pogranicza duchowości ludowej i ukrytej, kobiecej transmisji wiedzy. Rodzina jej matki od pokoleń zamieszkiwała okolice Jeziora Żarnowieckiego, w rejonie znanym z silnych tradycji zielarskich i domowych rytuałów leczniczych.
Matka Luny, Marianna Tyszka, była niegdyś instruktorką jogi i masażu klasycznego, lecz z czasem zaczęła prowadzić kręgi kobiet i oferować sesje tzw. „pracy z łonem”. Uchodziła za postać „pomiędzy”: nieobecna w oficjalnych rejestrach edukacyjnych, lecz wpływowa w sieciach nieformalnych, szczególnie na Pomorzu i Warmii.
W przekazie rodzinnym pojawia się postać
Magdaleny Nehring, prapraprababki Jagody, która zginęła w 1797 roku w Prusach Królewskich —
spalona za czary. Choć nie zachowały się pełne akta, we fragmentarycznych zapiskach odnalezionych w archiwum elbląskim Marianna została określona jako „kobieta oddająca się modlitwom do ognia i drzew”. Oskarżona była o „uprawianie czarów, kąpiele z pokrzyw i śpiewy mroczne”.
Kolejne pokolenia kobiet z tej linii — zwłaszcza w XIX i XX wieku — nie pełniły ról oficjalnych nauczycielek, lecz działały w wiejskich społecznościach jako
zielarki, akuszerki i towarzyszki umierających. Z relacji rodzinnych wynika, że każda z nich inicjowała swoją córkę w wieku około 13–15 lat poprzez rytuały o charakterze cielesnym i wspólnotowym.
Ojciec Luny,
Antoni Nawrocki, był opozycjonistą z Trójmiasta, związanym z ruchem Wolność i Pokój. Był on sporo starszy od matki Jagody, a ich związek miał charakter nieformalny, lecz trwały przez pierwsze 7 lat życia dziecka. Jagoda przyszła na świat w roku 2011 w Gdyni. Po śmierci ojca i rozluźnieniu więzi z jego rodziną, Jagoda zaczęła posługiwać się nazwiskiem Tyszka – matrylinearnie, ale też symbolicznie: dla niej to nazwisko oznaczało przejście z „rzeczywistości racjonalno-historycznej” do „dziedzictwa wewnętrznego”. W środowiskach duchowo-performatywnych przedstawia się po prostu jako „Luna z Pomorza”.
W przestrzeni medialnej pojawiły się sugestie, że Luna może być daleką krewną Karola Nawrockiego, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Sama Luna nie zaprzecza, ale zaznacza, że „pamięć kobieca i pamięć państwowa idą różnymi drogami” — cytując tym samym babkę Krystynę, kustoszkę rodzinnego zielnika.
Artystka rytuału, mediatorka ciałaLuna nie ukończyła Akademii Sztuk Pięknych, choć przez trzy lata studiowała performens. „Uczelnie są zbyt suche, a ja jestem z ciała i krwi” — mówiła przy którejś okazji. Jej działania balansują między terapią, sztuką i ezoteryką. Współpracowała z ośrodkami w Amsterdamie, Brnie, Wilnie — tam prowadziła warsztaty z tzw. uziemienia cielesnego i rytuałów transgresyjnych.
W Polsce zasłynęła happeningiem „Linia Przodkiń”, który odbył się w ruinach huty szkła w Kłodawie: nagie kobiety ubrane w wianki z suchych ziół przechodziły po szklanej tafli, recytując imiona żeńskich przodkiń. Wideo z tego wydarzenia zdobyło nagrodę publiczności na Biennale Intymności Alternatywnej w Marsylii.
Nowa kobiecość? Nowa polityka?Choć sama unika jasnych deklaracji ideologicznych, Luna staje się nieformalną twarzą frakcji „Ametystowego Kręgu” — środowiska radykalnie cielesnej lewicy, łączącego queer, permakulturę i transmistycyzm. Dla jednych — guru, dla innych — niepokojąca figura „czarownicy z dostępem do elit”.
Jej relacje z członkami Rodziny Królewskiej wzbudziły nie tylko medialną fascynację, ale i polityczne napięcia. Ona sama komentuje to krótko: „Czasem ciało wyczuwa królewską krew, zanim głowa wie, z kim tańczy.”
Czy Luna to artystka nowego porządku? Wróżka postliberalnej duchowości? Czy raczej — jak chcą niektórzy — niebezpieczna propagatorka pogańskiego romantyzmu?
Nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: w świecie, który boi się kobiecej wizji przeszłości, Luna nie pozwala, by ta została zapomniana.